Pomysł powołania zespołu przedstawił we wczorajszym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dr Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członek komisji millerowskiej.
Jak podaje gazeta.pl, gotowość do pracy w takiej grupie zadeklarowało już wielu ekspertów z rządowej komisji. Zgłaszają się też naukowcy m.in. Politechniki Warszawskiej, Wrocławskiej, z Wojskowej Akademii Technicznej, Wyższej Szkoły Oficerskiej w Dęblinie oraz Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych.
- Ta sprawa leży nam wszystkim na sercu - mówi Lasek "Gazecie". - Rozmawiamy o tym od jakiegoś czasu. Zależy nam na odwróceniu tendencji, że coraz więcej Polaków wątpi w nasze ustalenia. Ekspert dodaje, że nie brakuje chęci, ale jest problem organizacyjny.
Wszystkie materiały, które zgromadziła komisja Millera są w archiwum MON, w inspektoracie ds. bezpieczeństwa lotów i prokuraturze wojskowej, która prowadzi śledztwo smoleńskie. Byli cżłonkowie zespołu nie mają do nich dostępu. I to jest podstawowa trudność, bo bez konkretnych danych nie da się odpierać "kłamstw smoleńskich". Potrzeba też lokalu, w którym pracowąłby zespół ekspertów.
Ministerstwo Obrony Narodowej pomysł "informacyjno-propagandowego" zespołu popiera, ale zaznacza, że to nie jest sprawa wojska i odsyła do MSW. Tam nie ma za to komórki, która formalnia w jakikolwiek sposób związana jest z badaniem przyczyn katastrofy tupolewa.
Wystarczyłaby jednak decyzja premiera. Szef rządu może powołać taki zespół na podstawie ustawy o Radzie Ministrów. Jak podaje gazeta.plm, szef kancelarii Tomasz Arabski nie znalazł czasu na rozmowę w tej sprawie.
Pomoc deklaruje były szef komisji, która opracowala raport na temat przyczyn katastrofy. Jerzy Miller obiecał, że złoży wniosek do Donalda Tuska o udostępnienie zespołowi dowodów zebranych przez jego komisję.
CZYTAJ WIĘCEJ: NOWE FAKTY w sprawie Smoleńska. Sąd chce JESZCZE RAZ PRZESŁUCHAĆ Jerzego Millera