Aż 17 lat musiało upłynąć od spektakularnego zamachu bombowego w Hamburgu, by przed bielskim sądem mógł ruszyć proces oskarżonego o zbrodnię Mieczysława M. (42 l.). Wczorajsza rozprawa też rozpoczęła się z poślizgiem, bo dowożący oskarżonego policjanci... utknęli w korku.
Proces rozpoczął się dopiero teraz, bo Mieczysław M. przez kilkanaście lat ukrywał się przed policją. Wpadł w kwietniu ubiegłego roku. Został zatrzymany w domu byłej żony, w położonym niedaleko Bielska-Białej Jaworzu. W akcji uczestniczyło ponad stu policjantów, w tym antyterroryści.
Ponieważ istniało zagrożenie, że dom jest zaminowany, ewakuowano okolicznych mieszkańców. Mieczysław M. poddał się po trwających godzinę negocjacjach.
Prokuratura zarzuca Mieczysławowi M., że kierował zamachem bombowym, w wyniku którego zginął Zbigniew N., jego wspólnik od interesów. Obaj byli głównymi bohaterami tzw. Schnapsgate, afery gospodarczej z początku lat 90. Dotyczyła ona wwiezienia do Polski, z wykorzystaniem luk podatkowych, ogromnych ilości spirytusu.
Śledczy ustalili, że Mieczysław M. wynajął dwóch mężczyzn i zastraszając ich, kazał im podłożyć bombę pod należące do Zbigniewa N. ferrari. Samochód wyleciał w powietrze, a kierowca z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie po kilku tygodniach zmarł.
Do tej pory skazani zostali już obaj wykonawcy zlecenia. Jerzego B. sąd skazał w 1993 r. na 25 lat więzienia. Jan N. trafił za kratki na 12 lat. Mieczysław M. był poszukiwany m.in. w Niemczech, Austrii, Argentynie, Brazylii, Urugwaju i USA.
Mieczysławowi M. grozi dożywocie. Nie przyznaje się do winy. Wczoraj oświadczył, że będzie składał wyjaśnienia, ale jeszcze nie teraz, bo... nie najlepiej się czuje.