Po ubiegłotygodniowej alkoholowej wpadce w Sejmie Elżbieta Kruk zaszyła się w swoim mieszkaniu. Gdyby nie matka, nawet nie miałaby co jeść! Nic więc dziwnego, że sąsiedzi pani poseł mocno przejęli się jej sytuacją - tym bardziej że ludzie z urokliwego osiedla Adama Mickiewicza znają się jak łyse konie. Kilkudniowa nieobecność posłanki od razu rzuciła się w oczy. W kiosku z gazetami, który mieści się jakieś 100 metrów od bloku posłanki, codziennie debatują o losie sławnej sąsiadki.
- Na pewno bardzo przeżywa ten incydent. Jest zbyt przyzwoita, by po kilku dniach udawać, że nic się nie stało. Martwię się o nią, musi wziąć się w garść! - mówi Maria Gołocińska (55 l.), która posłankę zna od ponad 15 lat.
Dla pana Stanisława (77 l.), emerytowanego pracownika Fabryki Samochodów Ciężarowych, niedyspozycja posłanki nie jest taka ważna jak to, co zrobili z nią koledzy z partii. - Każdemu zdarzy się wypić kielicha. Ale koledzy z PiS to fujary! Po co ją tak wystawili?! Zniszczyli kobietę - kręci ze złością głową.
Także pani Ewa Świetlicka vel Węgorek (57 l.) pociesza swoją sąsiadkę. - Pani Elu, jesteśmy z panią!