Ciało Pawła znalazło spacerujące małżeństwo. Martwy mężczyzna leżał w krzakach, niedaleko drogi.
Jak się okazało, Paweł poprzedniego dnia wybrał się na imprezę. Alkohol lał się tam strumieniami. Zabawa przedłużała się do późnej nocy. Nikt nawet nie myślał o tym, że na dworze jest siarczysty mróz.
W końcu jednak przyszła pora powrotu do domu. Zamroczony alkoholem Paweł zamiast wezwać taksówkę, postanowił iść na skróty. Pomylił jednak drogę i kręcił się w kółko. Mróz tężał, a on tracił siły.
W końcu postanowił położyć się na ziemi i trochę odpocząć. Szukając ochrony przed wiatrem, wczołgał się w krzaki. Zwinął się w kłębek. Ogarnęła go senność... W takiej właśnie pozycji odnaleźli go przechodnie - z podkurczonymi nogami i naciągniętym na głowę kapturem.
Paweł zamarzł zaledwie 400 metrów od ruchliwej ulicy Jana Pawła II. Gdyby wykrzesał z siebie jeszcze trochę sił, gdyby był ciut trzeźwiejszy, mógłby przeżyć.
- Sekcja zwłok potwierdziła, że powodem śmierci było wyziębienie - mówi Jakub Sawicki, rzecznik prasowy policji z Elbląga. - Ile miał alkoholu w organizmie i czy nie brał narkotyków, wykażą dalsze badania - dodaje policjant.