To nie była zbyt wyrafinowana kradzież. Szybko się więc wydała. Klientka, której zniknęła ogromna kwota, powiadomiła policję. A dyrektor Arkadiusz S. szybko przyznał się śledczym do winy. Wyznał też, że większość pieniędzy już przepuścił - na luksusowe auto, drogie zegarki i sprzęt komputerowy. Zostały mu raptem... 34 tysiące. Tyle znaleźli u niego policjanci.
W czasie przesłuchania bankier tłumaczył prokuratorowi, że kradł, żeby lepiej żyć. Pieniądze wydawał na siebie i rodzinę. Chętnie też pożyczał je znajomym.
Sąd nie nakazał aresztować dyrektora. Wystarczyła obietnica, że nie ucieknie z Polski i będzie się stawiał kilka razy w tygodniu na komisariacie.