- Błagam, zróbcie wszystko, by coś podobnego nikomu już się nie przytrafiło - apeluje do władz miasta Małgorzata Oleksińska (38 l.), żona zabitego przez konar mężczyzny, mama cudem ocalałej Marcelinki.
Czy do tragedii doszło z winy urzędników odpowiedzialnych za miejską zieleń? Bada to prokuratura.
- Pobraliśmy próbki drzewa. Bada je biegły - mówi Dariusz Piekarski, prokurator rejonowy.
O tragedii w Ełku pisaliśmy wczoraj. Kiedy pan Marian usłyszał suchy trzask gałęzi, było zbyt późno na ratowanie życia. Ostatkiem sił odepchnął wózek z córeczką. Potężny konar roztrzaskał mu czaszkę, ale Marcelinka przeżyła.
Na razie prokurator wskazuje tylko odpowiedzialnych za utrzymanie terenu, na którym wydarzyła się tragedia. - To własność miasta - mówi. Tymczasem w Urzędzie Miasta w Ełku nikt nie przyznaje się do zaniedbań.
Wiceprezydent miasta odpowiedzialny za zieleń zarzeka się, że nic nie wskazywało na to, że konar może odpaść. Również naczelnik wydziału mienia komunalnego Andrzej Semeńczuk (62 l.) nie ma sobie nic do zarzucenia...
Mama Marcelinki nie może się otrząsnąć po śmierci męża. W środę w prosektorium ubrała ciało Mariana Chojnowskiego w garnitur, w którym zostanie pochowany. W piątek odbędzie się pogrzeb jej ukochanego...
Jeśli śledczy udowodnią służbom miejskim zaniedbania, to oskarżonym o nieumyślne spowodowanie śmierci grozi 5 lat więzienia.