Podczas uroczystości pogrzebowych proboszcz parafii Jana Ewangelisty w Ełku nie szczędził pochwał zmarłemu.
- Takich przykładów nam trzeba. Ojciec, który ratował swoje dziecko nawet kosztem własnego życia. Szczególnie teraz, kiedy od tygodni słyszymy o matce, która porzuciła ciało córki w gruzach - mówił. I faktycznie. Gdyby ojciec myślał tylko o sobie, to możliwe, że zdążyłby uskoczyć, ale on wolał sam zginąć, niż narazić Marcelinkę. Uczestnicy pogrzebu nie kryli łez, kiedy proboszcz przekonywał, że pan Marian czuwa nadal nad córeczką z nieba.
W drodze na cmentarz zaraz za trumną Mariana Chojnowskiego podążała jego żona Małgorzata (38 l.), prowadząc przed sobą Marcelinkę w tym samym wózku, w którym była na tragicznym spacerze.
Emocje sięgnęły zenitu w chwili chowania trumny z ciałem ojca Marcelinki do dołu wydrążonego w zmarzniętej ziemi. Pani Małgorzata ledwo trzymała się na nogach. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Mariana Chojnowskiego. Właścicielem parku, w którym zginął, jest gmina. Urzędnicy miejscy twierdzą jednak, że są niewinni. Zrzucają winę na pogodę. Nikt z władz miasta nie pojawił się na pogrzebie.