Podczas kampanii wyborczej politycy byli zatroskani o to, jak żyje się najstarszym Polakom. Obiecywali waloryzacje, programy zdrowotne itd. Dziś, kilka tygodni po wyborach o obietnicach zapomnieli, za to mówią, że z powodu kryzysu należałoby zamrozić waloryzację emerytur.
- Nie wierzę, że będzie lepiej - mówi Józef Banaszuk (64 l.) z Sokołowa Podlaskiego z emeryturą 1120 zł. Dorobił się jej po 37 latach pracy i dziś, mimo że zdrowie ma nietęgie, musi dorabiać, bo inaczej nie wystarcza mu na leki. Za mieszkanie, światło, gaz i telefon pan Józef płaci 600 złotych. Za leki - ponad 300 zł. Na życie pozostaje mu 220 złotych. Dziennie może wydać 7,30! - A kiedy lekarz przepisze więcej proszków, co bardzo często się zdarza, na życie prawie nic nie zostaje - żali się. - Muszę dorabiać, mimo że jestem poważnie chory na serce. Jak mam żyć, premierze? - pyta. Pan Józef zatrudnia się więc do dorywczych prac za parę groszy. Jesienią grabi liście, zimą odśnieża u miejscowych biznesmenów.
Pan Józef nie jest jednak ostatnim biedakiem. Są bowiem od niego znacznie biedniejsi. Niemal 20 proc. seniorów dostaje z ZUS mniej niż 943 zł, którą to kwotę wyliczył Instytut Spraw Publicznych jako minimum socjalne. Tylko 17 proc. emerytów w ankiecie Polsenior twierdzi, że nie musi dorabiać do swoich świadczeń. Reszta - prawie 83 proc.! - nie jest w stanie utrzymać się ze swojej emerytury. Oto przerażająca prawda o losie polskich seniorów!