Jesteśmy krajem biednym i naszego państwa nie stać na wypłacanie polskim politykom dużych pieniędzy. Nie ulega również wątpliwości, że aby być europosłem, należy mieć odpowiednie kwalifikacje. Nie widzę zatem nic oburzającego w tym, że bogata Unia Europejska daje im nawet trzykrotnie wyższą pensję, niż mogą otrzymać w swoich parlamentach jako posłowie krajowi.
Między pensjami polskimi i zachodnimi istnieje przepaść. I choć stopniowo ta przepaść zmniejsza się, nadal wynagrodzenie w Polsce w wielu zawodach wynosi około 10 proc. zarobków na Zachodzie. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu pensja przeciętnego Polaka wynosiła 20 dolarów. Dziś np. w województwie mazowieckim zarabia on 1,5 tysiąca dolarów. Jeżeli jednak porównamy, ile zarabiają polscy przedsiębiorcy, a ile politycy w Parlamencie Europejskim, to naprawdę ci drudzy nie wypadają imponująco. Gdybyśmy przełożyli sumę, jaką Polska dostaje netto z Unii Europejskiej, na liczbę ludzi w niej pracujących, to okazuje się, że każdy z nich jest wart kilkadziesiąt mln euro rocznie. Jeżeli więc tyle przynosi taki europoseł naszemu krajowi, pracując w strukturach unijnych, to ma prawo do wysokich zarobków. W dzisiejszej Polsce ludzie potrafią robić interesy - nawet nie posiadając żadnych kwalifikacji, zarabiają kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Bolesne jest również to, że nauczyciele czy pielęgniarki zarabiają skandalicznie mało. Gdy tymczasem ktoś zarabia ponad normę, od razu się oburzamy. Wynagrodzenie europosła to nie są kokosy - tyle samo zarabia niemiecki mechanik albo robotnik.
Inną sprawą są zarobki polityków w polskim Sejmie. Zarabiają za mało w stosunku do odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Hipokryzją jest mówienie, że ich pensja jest za duża. To są ludzie, którzy nas reprezentują. Nie może być tak, że pracujący np. w redakcji gazety zarabiają więcej od prezydenta RP.
Jarosław Gugała
Redaktor naczelny "Wydarzeń" Polsatu, dyplomata