- Czas najwyższy, żeby odpowiednie służby zainteresowały się tymi wszystkimi tzw. ekspertami lotniczymi, którzy od samego początku - tak jak Edmund Klich - bronią stanowiska Rosjan. To są ludzie, którzy wręcz żerują na śmierci mojego męża, nie mając pojęcia, jaką miał on funkcję i jaką był osobowością. To żałosne i żenujące, że twierdzą, iż mąż nadzorował załogę - stwierdziła Ewa Błasik w "Naszym Dzienniku". - Od początku wiedziałam, że dla męża świętością było bezpieczeństwo lotów i przestrzeganie procedur. ( ) To, co w tej chwili ujawniła prokuratura, jest tylko potwierdzeniem mojej wiedzy, odczuć i przekonań - komentuje generałowa informacje polskich śledczych, którzy stwierdzili, że w ostatniej fazie lotu w kokpicie Tu-154 nie słychać głosu szefa sił powietrznych.
Jedną z pierwszych osób, która poinformowała o obecności generała Błasika w kabinie pilotów oraz zasugerowała, że szef sił powietrznych mógł naciskać na pilotów, by lądowali w Smoleńsku, był Edmund Klich, były polski akredytowany przy rosyjskiej komisji MAK, która wyjaśniała przyczyny katastrofy. Skąd miał wiedzę o generale Błasiku? - Sam nie słyszałem jego głosu na nagraniach z kokpitu. Ustalili to polscy eksperci i na tej podstawie przekazywałem informacje. Z kolei rosyjscy śledczy przekonywali, że ciało generała było w miejscu, gdzie powinna się znajdować kabina pilotów. Ale dowodów nie widziałem. Rosjanie powinni teraz przedstawić wyniki swoich badań. A generałową przepraszam - powiedział nam Edmund Klich.
Rosjanie, którzy tak mocno atakowali generała Błasika, teraz nabrali wody w usta.
- MAK zakończył swoją pracę i nie będzie komentować różnic w stenogramach przedstawionych przez polską prokuraturę wojskową - skomentował Oleg Jermołow, zastępca przewodniczącej MAK Tatiany Anodiny.