Kontroli nigdy za dużo. Ale po co nam urzędnik, którego trzeba prowadzić za rączkę i na dodatek płacić mu za to 17 tys. zł miesięcznie?
Po awanturze z kretyńskimi zarządzeniami dotyczącymi niestandardowych chemioterapii, a później mammografii prezes NFZ otrzymał z Ministerstwa Zdrowia pisemne polecenie, by "spowiadał się" z wszelkich zarządzeń. - Przed publikacją każdego zarządzenia prezes NFZ musi informować resort, co chce zmienić, z jakiego powodu, co jest podstawą do decyzji i kto jest autorem proponowanych zmian - cytuje słowa wiceministra Marka Twardowskiego (60 l.) portal "Rynek Zdrowia".
Patrz też: Ewa Kopacz dostanie 7 tysięcy recept
Czy to nie przesada, że trzeba niańczyć urzędnika, który powinien być człowiekiem odpowiedzialnym? Kieruje przecież instytucją, która ma do wydania 54 mld zł rocznie?! Może prościej byłoby go zastąpić kimś z odpowiednim przygotowaniem? Bolesław Piecha (56 l., PiS), szef Sejmowej Komisji Zdrowia i były minister zdrowia jest zdziwiony decyzją minister Kopacz. Uważa, że może mieć ona negatywne skutki. - Przez ten nadmiar kontroli może dojść do paraliżu w ochronie zdrowia. Decyzje będą odwlekane, projekty przepisów, zarządzeń mogą utknąć w biurkach ministerstwa - prorokuje poseł.
Po co więc nam taki prezes, którego trzeba pilnować jak dziecko? - No właśnie po co? Skoro ktoś nie sprawdza się w pracy, trzeba poszukać kogoś innego na jego miejsce - mówi bez ogródek Piecha.