W mediach trwa burza związana z odznaczeniem kilku pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, w tym prezesa Janusza Kurtyki przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Moim zdaniem IPN należał się ten order. Należał się Januszowi Kurtyce za jego pracę w dziedzinie przywracania pamięci narodowej, za zainicjowanie i zorganizowanie bardzo poważnych badań historycznych. Z drugiej strony bardzo zasmuciło mnie zachowanie Ewy Milewicz - szczególnie, że osobiście bardzo ją cenię - która ideologicznie motywowana i powodowana ostrą dyskusją toczącą się od pewnego czasu wokół IPN, zwróciła order przyznany jej wcześniej przez prezydenta Kaczyńskiego. Dziwne, że nikt z jej środowiska nie przejmował się tym, kogo obdarowywał orderami Aleksander Kwaśniewski. A obdarowywał często wręcz nikczemne postacie, np. dawnych ubeków. Przykro mi to mówić, ale osoba zachowująca się tak jak Ewa Milewicz, sama się kompromituje.
Poza tym procedura przyznawania odznaczeń pracownikom IPN trwała już jakiś czas i absolutnie nie było możliwe, by - tak jak niektórzy sugerują - została teraz drastycznie przyspieszona. Po wtóre, jeżeli nawet nastąpiłoby takie przyspieszenie ze względu na trwającą nagonkę na IPN, prezydent zachował się jak najbardziej właściwie. Dlatego, że ta nagonka jest bezprecedensowa, bez oddania głosu oskarżanym, a spowodowana tym, że w prywatnym niszowym wydawnictwie młody historyk wydaje jakąś książkę. Kierując się taką logiką działania, każdą instytucję, nawet Uniwersytet Jagielloński, można by w ten sposób zaatakować. Smutna prawda jest taka, że każdy pretekst jest dobry, aby zniszczyć IPN. W związku z tym fakt, że w tej sytuacji prezydent okazuje solidarność z tą niesłychanie zasłużoną dla naszej młodej demokracji instytucją, uważam za bardzo pozytywny.
Bronisław Wildstein
Publicysta "Rzeczpospolitej"