Stefan i Marianna Skorupscy z ośmiorgiem swoich dzieci mieszkali w Rajcu Poduchownym pod Radomiem. Byli szczęśliwą rodziną, kochali się, jedno za drugim skoczyłoby w ogień. Ale okrutny los sprawił, że w kilka miesięcy dzieci zostały sierotami. Trafiły do domów dziecka. Trzymiesięczna Dorotka i dwuletni Jacek - do Kielc, pozostała szóstka - do Radomia.
- Miałam wtedy 12 lat - opowiada Ewa Skorupska (52 l.), która dziś mieszka w Szczecinie. - Bardzo chciałam mieć dom, więc kiedy ciotka powiedziała, że mnie zabierze, zgodziłam się. Ale bardzo tęskniłam za rodzeństwem. Najmłodsi szybko zostali adoptowani, starsi też z czasem znaleźli nowe domy, ale nie straciliśmy ze sobą kontaktu. Tylko Jacek i Dorotka przepadli jak kamień w wodę...
Siostry odnalazły się po 40 latach
Gdy Ewa skończyła 18 lat, pojechała do Kielc. Liczyła, że dowie się czegoś o najmłodszych, ale usłyszała tylko, że każde z nich adoptowała inna rodzina z zagranicy. - Pomyślałam, że już nigdy ich nie zobaczę... Marzenia jednak się spełniają i po 40 latach Ewa i Dorota padły sobie w ramiona. Okazało się, że Dorotkę adoptowała Polka z Finlandii. Nie ukrywała przed nią pochodzenia, choć o tym, że ma tak liczne rodzeństwo, Dorota dowiedziała się dopiero od proboszcza, z którym kontaktowała się w sprawie grobu swoich biologicznych rodziców. Wtedy wynajęła prywatnego detektywa i tak dotarła do Ewy...
- Zaprosiłam Dorotę do Szczecina. Przegadałyśmy cztery dni - mówi pani Ewa. To było dwa tygodnie temu. - Do szczęścia brakuje nam jeszcze znaku życia od Jacka. Może przeczyta ten artykuł i się do nas odezwie?
Zobacz też: Rozdzielone bliźniaczki nie dostaną zadośćuczynienia! 60 lat temu szpital pomylił dzieci!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail