Było wtorkowe popołudnie. Rodzina z Wielkopolski wypoczywała na plaży w Darłówku Zachodnim. Ze względu na silny wiatr, duże fale i groźne prądy zwrotne obowiązywał zakaz kąpieli. Czerwona flaga powiewała na stanowisku ratowniczym oddalonym o ok. 100 m od tzw. gwiazdobloków wchodzących do morza z plaży. To przy nich ulokowała się rodzina z Wielkopolski.
Zuzia, Kamil i Kacper mieli bawić się przy brzegu. W pewnym momencie Anna K. z najmłodszym 2-letnim synkiem Adasiem poszła do plażowej toalety. Gdy wróciła, dzieci już nie było. - Przybiegła do ratowników, mówiąc, że nie może znaleźć dzieci. Ci zaczęli wywoływać je po imieniu przez megafon. Bez rezultatu. Ratownicy zaalarmowali służby, a wkrótce zauważyli dryfującego przy gwiazdoblokach chłopca. Wyciągnęli go z morza – opisuje Sylwester Kowalski, szef ratowników z Darłówka Zachodniego.
Kacprowi udało się przywrócić oddech. Chłopiec w krytycznym stanie trafił do szpitala w Koszalinie. W tym czasie ratownicy z pomocą turystów utworzyli tzw. łańcuch życia i razem przeszukiwali dno Bałtyku przy miejscu zaginięcia dzieci. Akcja poszukiwawcza prowadzona była też z morza.
Niestety, Kacper zmarł w szpitalu. Jego brat i siostra w środę uznawani byli za zaginionych. Na Bałtyku było zbyt niebezpiecznie, by wznowić akcję poszukiwawczą. - Ciało zmarłego chłopca zostało zabezpieczone do sekcji. Rodzice mają zapewnioną opiekę psychologa – mówi Agnieszka Łukaszek, rzecznik sławieńskiej policji.
Anna K. z mężem Damianem i czwórką dzieci mieszka w Sulmierzycach pod Krotoszynem (woj. wielkopolskie). Kobieta nie pracowała zawodowo. Krótko po tym jak uzyskała tytuł inżyniera na studiach, urodziła Kacpra (+14 l.). Potem na świat przyszedł Kamil i Zuzia, a dwa lata temu Adaś. Jak mówią znajomi rodziny, świata poza dziećmi nie widziała. Gdy o nich opowiadała, zawsze błyszczały jej oczy. – Jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało. Tak się cieszyli na te wakacje… - mówią sąsiedzi, którzy nie mogę uwierzyć, że dzieci pani Ani już nie wybiegną przed dom i nie będą się radośnie przekomarzać.