Mieli profesjonalny sprzęt, wąskie specjalności, a nawet siatkę dystrybucyjną. Właściwe nie było dokumentu, którego nie mogli by podrobić. - Fałszowali dowody osobiste, paszporty, prawa jazdy, świadectwa i zaświadczenia, pieczęci i pieczątki. Grupę przestępczą udało się rozbić i oskarżyć dzięki kontroli operacyjnej , jaką zastosowała Straż Graniczna. Przestępcy byli podsłuchiwani. Stosowali specyficzny slang w rozmowach, na przykład dowód osobisty w tym slangu był nazywany „calakiem”. W obieg puścili kilkadziesiąt tysięcy sfałszowanych dokumentów – mówi prokurator Tomasz Tadla z katowickiej Prokuratury Apelacyjnej.
Prokuratura oskarżyła właśnie część rozbitej szajki. Chodzi o 8 osób stojących najwyżej w hierarchii. Tych, którzy zajmowali się wytwarzaniem fałszywek. - Wykorzystywali profesjonalny sprzęt. Jeden z oskarżonych korzystał z maszyn firmy poligraficznej, której był pracownikiem. Z kolei inny oskarżony skonstruował specjalny stół do wykonywania podróbek – opowiada prokurator.
Fałszerze nie mieli szefa. Zamiast tego każdy z nich specjalizował siew produkcji innych dokumentów. Rafał W. był specem od podrabiania dowodów osobistych. Jarosław M. zajmował się rozmaitymi świadectwami. Z kolei Michał K. wraz z żoną wykonywał paszporty.
Stawki za wyrobienie fałszywek były różne. Najdroższy był paszport, za który należało zapłacić 1500 zł, nieco tańsze były dowody osobiste i prawa jazdy. Zaś różne poświadczenia, świadectwa i certyfikaty kosztowały po kilkadziesiąt złotych.
Prokuratura prowadzi też śledztwo w sprawie osób korzystających z usług szajki. Do tej pory udało się ustalić ok. 60 klientów. Członkom grupy grozi do 5 lat więzienia.
Zobacz: Brutalne MORDERSTWO na warszawskiej Woli: nie żyje mężczyzna