Afera z Markiem N. w roli głównej wybuchła dwa tygodnie temu, gdy okazało się, że w prowadzonym przez niego bez żadnych zezwoleń domu schronienia dla potrzebujących w Zgierzu pensjonariusze byli bici, głodzeni, okradani, pozostawali bez opieki medycznej. Kilkadziesiąt osób trafiło do szpitali, pięć zmarło. Ośrodek został zamknięty przez służby wojewody łódzkiego, a ci podopieczni, którzy byli w lepszym stanie, trafili do innych domów pomocy społecznej. Kilka dni później okazało się, że Marek N., który podawał się za księdza Kościoła starokatolickiego, prowadził podobną placówkę w Wolicy koło Kalisza. Ten dom schronienia również został zlikwidowany. Podopieczni fałszywego kapłana przeżywali tam piekło, tymczasem on sam pławił się w luksusach. Mieszkał w nowoczesnej willi w Zgierzu, miał szofera i ochroniarza. Wczoraj rano do drzwi jego luksusowego domu zapukali policjanci i zakuli go w kajdanki. Tuż po godzinie 11 Marek N. został przewieziony do Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Tam usłyszał zarzuty. - Podopiecznym nie zapewniono koniecznej opieki medycznej, farmakologicznej i rehabilitacyjnej, adekwatnej do stwierdzanych schorzeń - mówi Krzysztof Kopania (51 l.), rzecznik prokuratury. - Niejednokrotnie nie podawano wszystkich niezbędnych lekarstw, ignorowano informacje o krytycznym stanie zdrowia pensjonariuszy. Efektem tego były cierpienia fizyczne i psychiczne, co najmniej 19 podopiecznych. W odniesieniu do pięciu z tych osób można mówić o narażeniu ich życia i zdrowia na bezpośrednie niebezpieczeństwo - podkreślił.
Teraz Marek N. może stanąć przed sądem, grozi mu osiem lat więzienia.
Zobacz: Dom grozy w Zgierzu. Marek N. w szpitalach polował na samotnych emerytów