Pracowała w departamencie odpowiedzialnym za zwalczanie dyskryminacji, a teraz twierdzi, że padła właśnie jej ofiarą. Mowa o Marii Kahlau, urzędniczce, która swoją historię przedstawiła dziennikarzom „Dziennika Gazety Prawnej”.
Dlaczego kobieta występuje nagle przeciwko swojemu resortowi? Bo jak twierdzi degradacja była „karą” za zajście w ciążę.
Jak pisze „DGP” kobieta jest zatrudniona w Ministerstwie Pracy od początku 2006 roku. Pod koniec kwietnia dyrektor generalna ministerstwa przyznała jej dodatek zadaniowy za zastępowanie dyrektora departamentu odpowiedzialnego za zwalczanie dyskryminacji. W czerwcu dostała premię. O tym, że jest w ciąży, poinformowała szóstego sierpnia. Po ośmiu dniach otrzymała z ministerstwa list polecony, w którym poinformowano ją, że odwołuje się jej upoważnienie do zastępowania dyrektora. Kobietę zdegradowano do stanowiska głównego specjalisty i odebrano jej dodatek do wynagrodzenia.
- W departamencie wielokrotnie prowadziliśmy tego typu sprawy. Dyskryminacja kobiet w ciąży jest zjawiskiem powszechnym. W tej całej sprawie najbardziej razi mnie to, że nikt nawet ze mną nie porozmawiał - mówi „Dziennikowi” Maria Kahlau.
Jak na oskarżenia odpowiada resort pracy? Urzędnicy bagatelizują problem i twierdzą, że kobieta nie był dyrektorem departamentu i mogła się spodziewać, ze prędzej czy później pożegna się z tym stanowiskiem. Rzeczniczka resortu Bożena Diaby podkreśliła zapewniła również, że ministerstwie "jest przestrzegane prawo pracy”.
Tymczasem przypadek Marii Kahlau nie jest odosobniony. W lipcu tego roku, do dymisji podała się wiceminister Agnieszka Chłoń-Domińczak, której po urodzeniu dziecka odebrano większość obowiązków.
Fedak dyskryminuje ciężarną?
2009-10-29
12:50
W ministerstwie pracy wybuchała afera. Dlaczego? Bo urzędniczka została zdegradowania i straciła dodatek do pensji chwilę po tym jak pokazała w resorcie zaświadczenie o tym, że jest w ciąży. A to nie pierwszy taki „przypadek”!