Flaczki wołowe królują na polskich stołach już od XIV wieku. Ich wyjątkowy smak i aromat cenił sobie podobno nawet pogromca Krzyżaków, król Władysław Jagiełło. Dzisiaj to smaczne i pożywne danie serwowane jest dosłownie wszędzie. Znajdziemy je w tanich barach i luksusowych restauracjach, w zajazdach dla kierowców i bufetach dla pracowników korporacji czy urzędów. Nie może się bez nich obejść ani tradycyjne wesele, ani elegancki bankiet dla VIP-ów.
Ceny szybują
Okazuje się jednak, że wkrótce tym przysmakiem będą mogli cieszyć się tylko najbogatsi. W ciągu roku flaki zdrożały ok. 120 proc.!
- Cena wołowiny zawsze rośnie przed świętami, ale tak dużego wzrostu nie było od dawna. Za kilogram flaków musimy zapłacić teraz aż o 60 proc. więcej niż kilka miesięcy temu - mówi Witold Choiński (41 l.), prezes Związku Polskie Mięso.
Na tak wysoką cenę flaków ma wpływ przede wszystkim to, że krajowi producenci pokrywają zaledwie 5 proc. zapotrzebowania Polaków na ten przysmak. - Jesteśmy skazani na import, a wysoki kurs euro nam nie sprzyja - tłumaczy prezes Choiński.
Słowa eksperta potwierdza Janina Wilczko (50 l.), właścicielka zajazdu "Trivento" w Korycinie (woj. podlaskie).
- Za kilogram flaków płacę 10 zł. Tak drogo nie było nigdy. Wkrótce za to danie będzie trzeba płacić jak za kawior - złości się restauratorka. - W PRL-u, gdy brakowało mięsa, stosowało się zamienniki. Ale flaczków nie da się zastąpić - dodaje z rezygnacją kobieta.
Nie tylko Polacy przepadają za flaczkami
Witold Choiński (41 l.), prezes Związku Polskie Mięso:
- Polscy producenci pokrywają zaledwie 5 proc. krajowego zapotrzebowania na flaki. Musimy więc je importować. A potrawy z flaczków są pożądane nie tylko w Polsce. Cieszą się też wielką popularnością we Francji, Włoszech czy Hiszpanii. A te kraje, niestety, są w stanie zapłacić za ten przysmak znacznie więcej niż my.