Rodzice Pawła są załamani. - To szkoła jest winna tej tragedii - uważają Aleksandra (43 l.) i Marek (45 l.) Romańczykowie. Ich syn chodził do 4 klasy technikum Zespołu Szkół Zawodowych w Grybowie.
- Nie było widać, że dzieje się z nim coś złego - wspomina ojciec samobójcy. Feralnego dnia był z synem w szkole u dyrektora. Wtedy właśnie dowiedział się, że chłopak nie zostanie dopuszczony do matury. Nie zrobił z tego żadnej afery. Tłumaczył Pawłowi, że na tym świat się nie kończy, że może maturę zrobić w przyszłym roku. Wstrząśnięty ojciec w najstraszniejszych myślach nie przypuszczał wtedy, że już nigdy nie zobaczy syna żywego. Nie spodziewał się, że chłopak pójdzie do starego domu i tam odbierze sobie życie.
- Wszystko zaplanował. Przed desperackim krokiem zostawił w łazience łańcuszek z krzyżykiem i zegarek... - opowiada pan Marek.
Lesław Tarasek, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych w Grybowie, jest ciągle w szoku. Przyznaje, że chłopiec nie został dopuszczony do matury, bo nie zaliczył wszystkich przedmiotów.
- Ta ocena niedostateczna mogła być impulsem do samobójstwa - mówi. Dodaje jednak, że trudno obwiniać szkołę. Uczniowie oceniani są sprawiedliwie. Trudno było przypuszczać, że jeden z nich miał taką słabą psychikę.
Rodzice Pawła są innego zdania. Zapowiadają, że będą się domagali ukarania winnych, ich zdaniem - nauczycieli. - Żeby nikt tu już nikogo nie skrzywdził - twierdzą.