Ilu funkcjonariuszy BOR tyle rozbieżnych zdań na temat tego czy byli na lotnisku wojskowym w Smoleńsku tuz przed lądowaniem samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim i pozostałymi członkami delegacji na pokładzie. Z raportu i zeznań dwóch oficerów BOR wynika, że w dniu katastrofy samolotu na lotnisku Siewiernyj nie było polskich służb, bo nikt tego nie zaplanował. Funkcjonariusze czekali na delegację w lesie katyńskim, gdzie miały się odbyć uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Przeczytaj koniecznie: BOR nie czekał na prezydenta w Smoleńsku. Oficerowie byli w Katyniu
Szef służby gen. Marian Janicki zaprzecza. Jego zdaniem funkcjonariusze cały czas zabezpieczali płytę lotniska. Reporter RMF FM przeprowadził wywiad z BOR-owcem Gerardem K. z ambasady RP w Moskwie, który potwierdza to co mówi generał Janicki.
- Byłem na lotnisku 10 kwietnia. Moje zadanie polegało na tym, by pokska delagacja bezpiecznie dotarła do Katynia - ujawnia Gerard K.
Pracownik ambasady RP w stolicy Rosji był w dniu tragedii kierowcą ambadadora Jerzego Bahra. Kilka dni wcześniej towarzyszył innemu oficerowi, pułkowniku Jarosławowi Florczakowi, który zginął w katastrofie w przygotowaniu wizyty prezydenckiej delegacji w Katyniu.
Patrz też: BOR-owcy rozpoznali ciało prezydenta
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/borowcy-rozpoznali-cialo-prezydenta-aa-QznJ-msSM-AM1x.html
Gerard K. miał czuwać nad tym, żeby wszyscy pasażerowie tupolewa wsiedli do podstawionych aut i by kolumna samochodów dotarła do lasu katyńskiego. BOR-owiec z ambasady miał większe możliowości poruszania się po terenie lotniska, bo nie był oficjalnym przedstawicielem służb i mógł przemieszczać się bez przewodnika.