Rodzina Błotnickich mieszka w Kazimierzówce koło Torunia (woj. kujawsko-pomorskie). We wsi jest zaledwie 17 gospodarstw, wszyscy się doskonale znają. Michał (12 l.), który walczył w Rawiczu, i jego brat Grzegorz (14 l.) są dumą mieszkańców. To przecież czołowi zawodnicy kick-boxingu w kraju. - Kiedy synowie zaczynali się uczyć w podstawówce, byli chucherkami. Najniżsi w swoich klasach. Śmieli się z nich, że są słabeuszami - mówi pan Ryszard. - Zmieniło się to, kiedy dwa lata temu w szkole założyliśmy klub kick-boxingu. Jak chłopcy zaczęli trenować, jeździć na zawody i odnosić sukcesy, to zyskali szacunek. Widać, że nie są mięczakami, teraz wszyscy chcą być ich kolegami - dodaje. Jego synowie nie opuścili ani jednego treningu. Starszy zdobył mistrzostwo Polski, a młodszy został wicemistrzem kraju.
Dlatego Ryszard Błotnicki nie rozumie szumu wokół walki Michała. - Byliśmy z żoną na gali. To była pokazowa potyczka. Chłopcy umówili się, że nie będzie uderzeń z łokcia i kopnięć w głowę. Tamten po prostu o tym zapomniał. Sfaulował. I to wszystko. A teraz będzie postępowanie w prokuraturze. Będą sprawdzać, czy jestem dobrym ojcem... - mówi zniechęcony.
Drugi z 12-latków walczących w Rawiczu, Wiktor W., jest zawodnikiem Cario Team Łódź. Jego ojciec, Dariusz W., jest trenerem w tym klubie. - W trakcie tej walki nie stało się nic złego. A po gali chłopcy wspólnie poszli na lody, szanują się wzajemnie, wymieniają korespondencję w Internecie. Wolę, żeby mój syn brał udział w takich zawodach, niż miałby szlajać się gdzieś z kumplami pod blokiem - dodaje i zapewnia, że jednak coś zmieni. - Teraz syn będzie walczył w kasku. Dopóki nie ukończy 18 lat, jego głowa będzie chroniona. Żeby znów nie było niepotrzebnego zamieszania - mówi pan Dariusz.