Ironia losu sprawiła, że wyrok śmierci przez powieszenie Eichmann usłyszał właśnie dlatego, że niektórzy ocaleli. I w jerozolimskim sądzie opowiedzieli o machinie zagłady.
O losie milionów Żydów zdecydowano w Willi Marlier w Wannsee pod Berlinem w niespełna półtorej godziny. Za to nad losem Adolfa Eichmanna, odpowiedzialnego za organizację Holocaustu, debatowano w Jerozolimie ponad 40 dni. Podsądny wyglądał jak Józef K. z „Procesu” Franza Kafki. Był też łudząco podobny do amerykańskiego reżysera Arthura Millera. Mniejsza jednak, kogo przypominał. Ważniejsze, że ani trochę nie kojarzył się z potworem, którym w istocie był. Trudno było wyobrazić go sobie w mundurze ze swastyką, czapce z trupią główką. Tym, których wyobraźnia nie obejmowała bestialstwa, jakiego dopuścił się Adolf Eichmann, pomogły opowieści ocalałych ze świata baraków, gazowych komór, masowych grobów, głodu nie do opisania i chorób nie do rozpoznania.
Garstka o masie
Historia winy Adolfa Eichmanna rozpoczęła się na obrzeżach berlińskiej metropolii, w połowie drogi między główną aleją miasta a Poczdamem. Mając z willi policji bezpieczeństwa SS widok na wielkie jeziora i jeszcze większe awanse, goście szefa RSHA Reinharda Heydricha mieli zdecydować o losie 11 milionów europejskich Żydów. Praktyczne rozwiązanie kwestii żydowskiej – takiego eufemizmu używała garstka oficerów SS w trakcie rozmowy. Ludobójstwo Żydów zaplanowano sprawnie. Po wyjściu z willi przypominającej warszawskie Łazienki, Adolf Eichmann już wiedział, jak i z użyciem jakich środków dokona się zagłada. Podczas konferencji w Willi Marlier nie podejmowano decyzji w sprawie „Endloesung” (ostatecznego rozwiązania), lecz jedynie doprecyzowano, jak wcześniejsze ustalenia wprowadzić w życie. W cenie, jeśli chodzi o propozycje rzucane na konferencyjny stół, były: sprawność, szybkość, taniość i ostateczność rozwiązań.
Przez ewakuację
31 lipca 1941 r. Heydrich dostał od Hermanna Göringa następujące zlecenie na piśmie:„Rozszerzając zakres zadań przydzielonych panu na mocy dekretu z 24 stycznia 1939 r., dotyczącego rozwiązania kwestii żydowskiej jak najszybciej i w sposób jak najdogodniejszy, przez emigrację lub ewakuację, niniejszym polecam panu poczynienie wszelkich niezbędnych przygotowań organizacyjnych, logistycznych oraz materialnych do całościowego rozwiązania kwestii żydowskiej w niemieckiej strefie wpływów w Europie. Polecam panu, by przedłożył mi w krótkim czasie wyczerpujący plan przygotowań organizacyjnych, logistycznych i materialnych poprzedzających pożądane dokonanie ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
Dzięki zleceniu Heydrich był na konferencji arbitrem. A kim był Eichmann? Jaką rolę odegrał w historii Europy niepozorny imiennik Führera? Był pomocnikiem Heydricha i szefem Referatu Żydowskiego w Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy. Na konferencji zabłysnął w obecności Josefa Bühlera – zastępcy generalnego gubernatora Krakowa, Rolanda Freislera – wiceministra sprawiedliwości, Otto Hofmanna z Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa, Gerharda Klopfera z NSDAP, Wilhelma Kritzingera z Policji Bezpieczeństwa, Georga Leibbrandta i Alfreda Meyera z MSZ, Heinricha Müllera – szefa gestapo, Ericha Neumanna z Urzędu Pełnomocnika ds. Planu Czteroletniego i Wilhelma Stuckarta z MSW.
Ustawić w kolumnach
Dopóki zagłada była tylko ideą, dopóty jej nie było. Kiedy zaś obrosła logistyką, stała się faktem. I to Adolf Eichmann wstrząsnął oficjałami, elitą reżimu. To jego referat był początkiem zagłady Żydów. „Zamiast emigracji – czytał referat Eichmanna Heydrich – przystąpi się do dalszego możliwego rozwiązania – do ewakuacji na Wschód”. Miało to dotyczyć nie tylko Żydów niemieckich i mieszkających pod niemiecką okupacją, ale wszystkich mieszkających w Europie, czyli ponad 11 mln ludzi. Co do małżeństw mieszanych i ich dzieci, Eichmann był za uznaniem ich za Żydów i ustawieniem w kolumnach. Jak czytamy w protokole z konferencji w Wannsee, „ujęci w duże kolumny robocze, z uwzględnieniem separacji obu płci, zdolni do pracy Żydzi zostaną skierowani na terytoria wschodnie w celu budowy dróg”. Liczono na dużą „naturalną eliminację”. Proponowano „odpowiednie traktowanie” wobec ocalałych.
Ludobójstwo w stylu urzędowym
Dokument zredagowany przez Eichmanna był całościowym planem masowej zagłady europejskich Żydów, nieużywającym słów, które się wręcz nasuwały: zabijanie, rozstrzelanie, zagazowanie, palenie...
Żeby zniknęli
W Jerozolimie zapytano Eichmanna, czy na konferencji omawiano metody zabijania, skoro protokół ani razu nie nazwał rzeczy po imieniu. Odpowiedź Eichmanna: „Pewne określenia zbyt potoczne i wyrażenia żargonowe musiałem zmienić na styl urzędowy”. Po przeczytaniu protokołu Eichmanna z konferencji w Wannsee, Hans Frank powiedział swoim urzędnikom: „Z Żydami tak czy inaczej musimy skończyć. (…) Raz po raz zarzuca się nam okrucieństwo, bezwzględność itd. Chciałbym panów prosić: zanim przejdziemy dalej, zgódźmy się co do jednego – współczucie okazywać chcemy jedynie narodowi niemieckiemu i nikomu więcej. (...) Dlatego w stosunku do Żydów mam tylko jedno oczekiwanie: żeby zniknęli”. A to już słowa samego Eichmanna: „Panowie, muszę was prosić, żebyście się uodpornili na wszelkie odruchy litości: musimy eliminować Żydów, gdziekolwiek ich spotkamy i gdzie tylko się da”.
W tym czasie Einsatzgruppen poruszające się za wojskiem prącym na Wschód, masowo rozstrzeliwały napotkanych Żydów. Zdołały w ten sposób „wyeliminować” setki tysięcy ludzi. Od konferencji w Wannsee, od referatu Eichmanna, głównym sposobem eliminacji stały się komory gazowe. To było zabijanie szybkie, masowe, przynoszące zyski (grabież osobistych rzeczy zagazowywanych), i zgodne z duchem Wannsee, sugerującym sprawność procesu pozbywania się „czynnika nieniemieckiego”.
Było ich trzech
Spośród uczestników konferencji tylko trzech usłyszało wyrok śmierci: Bühler, Schöngarth i właśnie Eichman. Przed sad w Jerozolimie trafił po porwaniu przez Mosad, podaniu środka nasennego i przewiezieniu w przebraniu z Buenos Aires, gdzie ukrywał się pod nazwiskiem Ricardo Clement, na terytorium Izraela.
„Byłem trybikiem”
Ja tylko wykonywałem rozkazy! – bronił się właśnie w ten sposób. Mówił, że był pionkiem, trybikiem machiny śmierci, zupełnie nieistotnym. Że nie brał udziału w holokauście, ogólnie rzecz ujmując po prostu się nim brzydził, więc rozkazy wykonywał niechętnie, aczkolwiek za sprawą wrodzonej karności skrupulatnie. „Przecież gdybym odmówił, wzięto by kogoś innego!” – krzyczał ochrypłym głosem uciemiężonego, ze swojej szklanej klatki, zza szyb kuloodpornych, strzegących go przed zemstą dotkniętych przez holocaust, tych, którzy w Niemczech, Polsce i innych krajach zostawili stosy swoich bliskich, przerobione w krematoriach na popiół. „Nie wymyśliłem cyklonu B, nie wrzucałem go do komór gazowych” – argumentował, zanim ofiary nie zaczęły opowiadać. Hannah Arendt, niemiecka filozofka, pisała o banalności zła, publiczność nie była już pewna, czy patrzy na potwora, czy na „marny trybik”, nie mający innego wyboru, jak poruszanie się w machinie zła. Po zeznaniach ponad setki świadków, byłych więźniów obozów koncentracyjnych, nikt nie miał wątpliwości, że Eichmann powinien zawisnąć na szubienicy. Akt jego oskarżenia zaczynał się od słów, „w miejscu, w którym stoję przed wami, panowie sędziowie, stoi ze mną sześć milionów oskarżycieli”. Adolf Eichmann został stracony 1 czerwca 1962 roku.