Nie była to przypadkowa zbrodnia czy napad, ale zaplanowana z zimną krwią egzekucja. Morderca powinien gnić za kratami, ale dobrotliwy sąd pozwolił mu wyjść na wolność.
- Zakochani w sobie po uszy - tak opowiadają o Arku i Karolinie wszyscy, którzy ich znali. I on, i ona mieli już za sobą nieudane związki, więc kiedy się poznali, postanowili czerpać z życia pełnymi garściami. Karolina zamieszkała ze swoim ukochanym w jego pięknym domu - na wpół wyremontowanym starym dworku. Tam całymi dniami oboje oddawali się swojej pasji - hodowli koni. Okoliczni mieszkańcy często widywali zakochaną parę, jak śmiejąc się do siebie kłusują na wierzchowcach po lasach i łąkach.
Arek dwoił się i troił, żeby stworzyć swojej ukochanej raj na ziemi. W końcu przeszła ona przez koszmar. Jej siostra została zgwałcona przez swojego męża Jana Szymaniaka.
Policji udało się go dorwać i postawić przed sądem. Tam zeznawała przeciw niemu Karolina. Gwałciciel zimnym wzrokiem wpatrywał się w nią i w myślach układał plan okrutnej zemsty.
I wtedy wydarzyła się rzecz okropna - sąd uznał, że Jan może na koniec procesu czekać na wolności i wypuścił go z aresztu. Oprawca od razu przystąpił do realizacji swojego planu.
Uzbrojony w pistolet zakradł się do dworku Artura. Karolina akurat gotowała, a jej ukochany zajmował się końmi w stajni.
Morderca wpadł do środka. Karolina nie zdążyła nawet krzyknąć. Bandyta strzelił. Następnie przeszedł nad martwym ciałem młodej kobiety i spokojnie szukał Artura. Ten usłyszał strzały i pobiegł sprawdzić, co się dzieje z jego ukochaną. Wbiegł prosto pod lufę pistoletu Jana Szymaniaka.
Kiedy obie ofiary leżały już martwe, morderca wsiadł do ich samochodu, odjechał i... ślad po nim zaginął. Policja szuka go teraz po całym kraju i ostrzega: on jest bardzo niebezpieczny!