Grzegorz B. to jeden z najgroźniejszych łódzkich gangsterów. Swój pierwotny pseudonim Indian zawdzięcza zamiłowaniu do amerykańskich modeli motocykli o takiej właśnie nazwie. Później zaczęto wołać na niego "Indianin".
W latach 90. ubiegłego wieku działał w gangu 70-letniego dziś Edmunda R., "Popeliny". Bandyci zajmowali się głównie wymuszaniem haraczy od biznesmenów, używając do tego celu ładunków wybuchowych. Nie gardzili też napadami na tiry. Kiedy szef grupy został zatrzymany i skazany przez sąd na więzienie, jego wpływy w Łodzi przejął właśnie Grzegorz B.
W 2005 roku "Popelina" wyszedł na wolność i próbował odzyskać władzę. Między jego gangiem a grupą, którą dowodził "Indianin", doszło do otwartej wojny, której efektem była strzelanina na terenie Chojeńskiego Klubu Sportowego w Łodzi. Ludzie Edmunda R. porwali też Grzegorza B. i dali mu niezły wycisk.
W końcu po kilku miesiącach kres walkom położyła policja, zatrzymując członków konkurencyjnych gangów. Od tamtej pory Grzegorz B. przebywa za kratkami.
Niedawno opuścił więzienne mury i korzystał z przepustki. Mieszkał w bloku przy ul. Wojska Polskiego w Łodzi ze swoją żoną Lidią. Widmo powrotu do celi ostatnio coraz bardziej zaczęło zaglądać mu w oczy. Najwyraźniej nie mógł się z tym pogodzić.
W miniony wtorek na oczach żony sięgnął po pistolet marki Smith & Wesson. - Zobacz, co sobie zrobię - powiedział do przerażonej kobiety. - Nie chcę już wracać do więzienia!
Chwilę potem przyłożył broń do głowy i nacisnął spust. Przerażona Lidia B. wybiegła z mieszkania po pomoc. Gangster trafił do szpitala. Tam przeszedł operację. Jego stan lekarze określają jako skrajnie ciężki.
Zobacz: Porwała, okradła i porzuciła nagiego w lesie [ZDJĘCIA]