Tak straszliwej tragedii nie pamiętają najstarsi policjanci z Żar. Najpierw znaleźli ciało kobiety. Leżało na podłodze w kałuży krwi. Potem okazało się, że w tym samym domu w piecu centralnego ogrzewania znajdują się dwa małe ciałka. Jedno było prawie całkowicie zwęglone. Drugie ciałko - jak się później okazało - dziewczynki, było spalone do połowy.
Przeprowadzona w zakładzie kryminalistyki sądowej w Poznaniu sekcja zwłok dzieci wykazała, że zostały one urodzone w siódmym miesiącu ciąży. Dziewczynka, kiedy przyszła na świat, ważyła 2,5 kg. Zarówno ona, jak i drugie znalezione w piecu dzieciacko urodziły się żywe.
Co spowodowało, że matka postanowiła spalić swe nowo narodzone maleństwa? Prokurator Urszula Jamka z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze uważa, że kobieta mogła działać w szoku poporodowym. Nic nie wskazuje na to, żeby udział w tej makabrze brały osoby trzecie.
W tej chwili śledczy badają także, czy matka zgłaszała ciążę u jakiegokolwiek lekarza. Narzeczony kobiety od września przebywa w więzieniu.