Do matki okrutnie zamordowanej przez ojca bydlaka Milenki dotarli reporterzy programu Uwaga TVN. Kobieta zarzuca sobie, że gdy dowiedziała się o wyjściu męża ze szpitala, nie zareagowała odpowiednio szybko. - Ja byłam na miejscu, w tym czasie gdy on ją mordował. Wybiegłam na plażę. Tyle czasu zmarnowałam, mój wzrok padł tylko przez chwilę w kierunku tych bunkrów. Mam żal do siebie, że moja intuicja zawiodła. Nie wiem, czy to kiedyś przejdzie. Pamiętam każdą minutę, jakie ja nieważne rzeczy robiłam w tym czasie! Dlaczego nie zapaliła mi się czerwona lampka, gdy dowiedziałam się, że Mariusz uciekł ze szpitala? Dlaczego nie zadzwoniłam wtedy do przedszkola? - obwinia się załamana kobieta.
Czytaj: Mariusz L. z Gdańska naćpał się i... roztrzaskał córeczce głowę!
Mariusz L. odebrał córkę z przedszkola ok. godz. 14.30. Dziesięć minut później po dziecko zgłosiła się babcia. Niestety, było już za późno. - To się nie dzieje naprawdę, to jest jakiś koszmar. Takiego figla człowiekowi to mógł tylko diabeł wymyślić. To jest nieprawdopodobne. Ludziom się różna krzywda dzieje, a tu normalny człowiek zabija swoje dziecko, które kocha nad życie - mówi reporterowi TVN matka dziewczynki.
Co zmieniło kochającego ojca w nieobliczalnego potwora? Odpowiedź na to pytanie, nawet jeśli kiedykolwiek ją poznamy, nie zmniejszy bólu bliskich, którzy stracili swojego ukochanego aniołka.
Zobacz: Tragiczna historia z Gdańska. 31-letni ojciec uciekł z odwyku, a potem zabił swoją córkę