Sławomir Ziembiński (65 l.) pomyślał o abordażu ratusza, gdy usłyszał, co urzędnicy o nim wygadują. Że niby zaczepia turystów, że pije.
- To wszystko łgarstwa. Zachowuję się godnie jak na pirata przystało - broni się czerwony korsarz Sławek, który przejął schedę po zmarłym niedawno słynnym piracie Andrzeju Sulewskim, który był wizytówką Gdańska. Pan Sławek nie pytał się o pozwolenie i sam mianował się piratem.
- W ten sposób moja fundacja zbierała pieniądze na zimowisko dla dzieci oraz na budowę statku pirackiego "Czerwony Korsarz", który sławiłby polskie tradycje morskie od największego do najmniejszego portu na wszystkich morzach i oceanach. Nie robiłem nic innego niż mój poprzednik. Pozowałem do zdjęć z turystami, rozbawiałem dzieci, opowiadałem im morskie opowieści. Słuchały jak zahipnotyzowane. Od nikogo nie wyłudzam pieniędzy - mówi Czerwony Korsarz Sławek i zapowiada.
- Prezydent Gdańska niech sobie ma swojego pirata. Nie jest królem, a tylko król może mianować korsarza. A ja jestem właśnie korsarzem - dodaje pan Sławek.
Urzędnicy jednak mają o nim inne zdanie
- Zależy nam, by następca był równie miły, kulturalny i sympatyczny jak pirat Andrzej. Bo pirat gdański to nasz znak, rozpoznawalny nie tylko w kraju, ale i na świecie - podkreśla Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.
Pytanie tylko, czy grzeczny pirat wytrzyma konkurencję z korsarzem Sławkiem.