Gdy Jan Paweł II umierał jego twarz promieniała

2013-11-26 5:30

W tchawicy miał rurkę. Przy każdym posiłku dławił się i dusił. Bolało niemiłosiernie, nie skarżył się. – Pozwólcie mi odejść do Pana – wyszeptał, zanim oddał ostatnie tchnienie. Do samego końca jego twarz była łagodna, pogodna. Promieniała. Tak umierają wielcy, tak umierają święci. Tak umierał Jan Paweł II (†85 l.).

Ten dzień pamięta chyba każdy. W niekończącej się modlitwie trwały tłumy wiernych w różnych zakątkach świata. Tych chwil nie zapomną na pewno ci, którzy byli blisko umierającego papieża Polaka. Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki (52 l.), sekretarz Jana Pawła II, w rozmowie z dziennikarką tygodnika "Wprost" ujawnia nieznane dotąd szczegóły ostatnich chwil papieża Polaka. Opowiedział o atmosferze towarzyszącej temu bolesnemu wydarzeniu.

Przeczytaj: Jan Paweł II świętym! Kanonizacja Papieża Polaka już za pół roku

Przed śmiercią papież niezwykle cierpiał. Dwie rurki, które tkwiły w jego gardle przysparzały mu niewiarygodnego bólu. Nie mógł jeść, krztusił się i dusił. Nie mógł mówić. "Co ze mną zrobiliście?" - napisał na kartce zaraz po operacji, na którą nie do końca chciał się zgodzić. "Totus Tuus" (Cały Twój) - dopisał obok. - Nawet w ostatnim okresie życia miał twarz pogodną i łagodną - wspomina abp Mokrzycki.

W dniu śmierci około godz. 14 papież zaczął tracić świadomość, jednak co jakiś czas świadomość wracała i wtedy lekko się uśmiechał. - Każdy po kolei podchodził, całował jego dłoń. Pobłogosławił mnie. (...) Jego twarz promieniała. Tak umierają święci - wspomina ostatnie chwile papieża Polaka jego sekretarz.

W pokoju, w którym umierał Jan Paweł II, było kilkanaście osób. Oprócz obsługi medycznej jego dwaj sekretarze, kard. Stanisław Dziwisz (74 l.) i abp Mokrzycki. Oraz kilku przyjaciół i współpracowników. Była także Wanda Półtawska (92 l.), wielka przyjaciółka Karola Wojtyły, z którym przyjaźniła się jeszcze od czasów, gdy był metropolitą krakowskim.

- Siedziała przy papieżu do samej śmierci. Modliła się. Wychodziła tylko wtedy, kiedy przeprowadzane były zabiegi pielęgniarskie i jej jako kobiecie nie wypadało tam być - wspomina abp Mokrzycki. 84-letnia wówczas Półtawska bardzo mocno przeżyła śmierć swojego przyjaciela papieża. - Przyszła do kaplicy i nie była sobą. Mówiła nielogicznie. Bałem się, że to wylew, że postradała zmysły. Pierwszy raz to mówię - wyznał dziennikarce abp Mokrzycki.

Zobacz też: Jan Paweł II patronem Wadowic

Gdy 2 kwietnia 2005 r. o 21.37 serce Jana Pawła II przestało bić, lekarz nachylił się nad papieżem, a potem powiedział: "Powrócił do domu Ojca". Na całym świecie rozległ się szloch. W apartamentach papieskich rozgorzała modlitwa dziękczynna.

- Stanisław zaintonował "Te Deum", czyli hymn "Ciebie Boga Wysławiamy". Najpierw się zdziwiłem, że dziękczynienie zamiast rozpaczy. Potem zrozumiałem, że tak trzeba - wspomina Mokrzycki.

Potem emocje wcale nie stygły. Wszyscy czuli, że człowiek, który właśnie odszedł, był niezwykły... Był święty. - Choć od momentu śmierci minęła więcej niż godzina, cały czas z nim rozmawiali. Jak z ojcem - abp Mokrzycki opowiada, co działo się tuż po śmierci papieża.

- Zanim wykonali jakikolwiek ruch, całowali w rękę, w policzek, w czoło... wkładając mu skarpety, koszulę, sutannę... Głaskali, dotykali - tak, jak to się czyni wobec najbliższych członków rodziny. To były najprawdziwsze ucałowania relikwii - wyznał sekretarz Jana Pawła II.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki