- Kiedyś ją kochałem. Nie chciałem się z nią ożenić, bo od zawsze się puszczała. Gdy byłem kapitanem portu, zdradzała mnie z moimi podwładnymi. Jednak próbowałem ratować ten związek ze względu na trzy nasze córki. Gdy oznajmiła mi, że odchodzi do innego mężczyzny, nie zatrzymywałem jej. Powiedziała, żebym się wyprowadził, ale nie zamierzałem opuszczać mieszkania, które należy do mnie. Sprawa trafiła do sądu, wygrałem i to Miecia musiała się wyprowadzić.
Zaczęło się piekło
Szybko okazało się, że nowy związek Mieczysławy F. nie wypalił. Skruszona postanowiła wrócić na stare śmieci. - Odmówiłem i zaczęło się piekło - opisuje Piotr Dudek. Był mroźny wieczór. Pan Piotr był tego dnia w Gdańsku u znajomych. Gdy wyszedł od nich, zobaczył, że jego samochód jest porysowany, a ktoś nożem dziurawi opony.
- To była Miecia. Zapytałem, co robi. Bez słowa rzuciła się na mnie z nożem. Zaczęliśmy się szarpać. Przewróciłem ją, wytrąciłem z ręki nóż. W tym czasie ktoś zadzwonił po policję. Leżeliśmy w śniegu, czekając na funkcjonariuszy. Zmęczony uwolniłem ją, bo obiecała, że nie zrobi mi krzywdy. Wtedy rzuciła się na mnie z pazurami i podrapała twarz - opowiada pan Piotr.
Areszt za napad i groźby
- Kobieta podczas interwencji była bardzo agresywna. Po zatrzymaniu trafiła do aresztu. Okazało się, że dwa tygodnie wcześniej przebiła koło i powybijała reflektory w tym samym samochodzie. Za uszkodzenie mienia grozi jej kara pozbawienia wolności do pięciu lat, a za groźby karalne do dwóch lat - mówi Magdalena Michalewska z gdańskiej policji.
Krewka Mieczysława F. ochłonęła już nieco. Zawstydzona spuszcza wzrok. - Nie chcę o tym mówić. Źle zrobiłam - rzuca i tęsknie spogląda na swojego byłego partnera.