- Muszę się dowiedzieć, co się z nim stało. Najgorsza nawet prawda jest lepsza od niepewności, w jakiej teraz muszę żyć - mówi ze łzami w oczach. Nawet nie próbuje domyślać się, co teraz może czuć biedny, zszokowany i przerażony pies.
- Byliśmy dla niego wszystkim, tak jak on dla nas - szlocha kobieta, która wciąż nie może uwierzyć, że Bono po prostu zapadł się pod ziemię.
Biegał sobie po podwórku i nagle przepadł jak kamień w wodę. Nigdzie wokół ogrodzenia nie było najmniejszych śladów psich podkopów, a pies sam nie potrafiłby przeskoczyć ogrodzenia lub otworzyć sobie furtki. Zresztą pies nie był przyzwyczajony do samotnych wędrówek, na pewno krążyłby po okolicy.
- Szukając go, zrobiłam już dziesiątki, a może setki kilometrów - mówi załamana właścicielka. Całą okolicę pokryły dziesiątki ogłoszeń - plakatów. Każdy sąsiad dostał pomniejszoną wersję jego zdjęcia.
- Muszę go znaleźć. Żywego albo martwego. Błagam, pomóżcie mi - kończy zdesperowana pani Edyta. Jeśli ktokolwiek widział Bono, cokolwiek o nim wie, proszony jest o kontakt z naszą redakcją.