Wtorkowe popołudnie. Roman Giertych wychodzi ze swojej kancelarii adwokackiej w centrum stolicy. Wyluzowany, z komórką przy uchu wsiada do swojego nowiutkiego jeepa wartego prawie 200 tysięcy i rusza z piskiem opon. Jest tak zajęty rozmową, że nie włącza obowiązkowych świateł mijania. Potem jest już tylko gorzej. Były minister edukacji wpycha się przed innych kierujących, zmienia pasy bez kierunkowskazów. Sygnalizacja świetlna? Niech się takimi drobiazgami przejmują maluczcy. Były wicepremier nie zwalnia, kiedy na skrzyżowaniu zapala się czerwone światło.
Krótka szybka jazda i aż tyle wykroczeń. Poprosiliśmy o ich podsumowanie oficera dyżurnego Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji. - Brak świateł mijania to dwa punkty karne i mandat w wysokości 100 zł. Wjazd na skrzyżowanie na czerwonym świetle to siedem punktów i mandat w wysokości do 500 zł. Rozmowa przez telefon komórkowy w trakcie jazdy nie jest karana punktami, ale należy się za to mandat w wysokości 100 zł - ocenia policjant z drogówki. W sumie dziewięć punktów karnych i 700 złotych mandatu. Giertych powinien się wstydzić. Nie tylko jako prawnik i były minister, ale jako katolik. - Świadome łamanie przepisów drogowych z pewnością należy uznać za grzech - mówi ks. Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców.
Ksiądz Marian Midura, krajowy duszpasterz kierowców:
Łamanie przepisów drogowych jest grzechem