Bez ryzyka nie byłoby alpinizmu, nikt by nie chodził w góry - stwierdził Krzysztof Wielicki w wywiadzie z 2015 roku. Himalaista z pewnym dystansem powiedział o najbardziej ryzykownych wyprawach w swoim życiu. - To moje solowe wspinanie, nie mówiąc o Nanga Parbat (brawurowe samotne wejście w 1996 r. - red.), to było wariackie, nie wiem, czemu ja to robiłem - wyznał bez ogródek po prawie dwudziestu latach od zdobycia szczytu. - Działała chyba adrenalina, potrzebowałem więcej emocji. Może to nie było ryzykanctwo, bo jednak robiłem to, mając trochę doświadczenia, ale... - zostawił niedopowiedzenie Wielicki. - Alpinizm zasadza się na ryzyku. Każdy jednak wierzy, że wróci. Gdyby było inaczej, gdyby ktoś mówił sobie: "Nie pojadę, bo może mi się coś stać", toby nie pojechał. Takie podejście, że stać mnie na pokonywanie najtrudniejszych przeszkód, przekłada się potem na życie na dole - stwierdził 68-letni wspinacz. Czy filozofia prezentowana przez Wielickiego nie przypomina postawy Denisa Urubki, który koniecznie - jako pierwszy człowiek na Ziemi - chciał wspiąć się na szczyt K2 zimą.