Nie wiadomo jak zakończyłby się szalony rajd pijanego kierowcy, gdyby na drodze nie spotkał go 25-letni Marcin Duda. Syn szefa "S" jest funkcjonariuszem Żandarmerii Wojskowej, ale nie był na służbie kiedy na jednej w gliwickich ulic spostrzegł jadące zygzakiem BMW.
Żandarm ruszył za nim w pościg. Dogonił kompletnie pijanego 51-letniego kierowcę na ul. Bohaterów Getta Warszawskiego. Zajechał mu drogę, blokując drogę ucieczki. Kiedy wyszedł z pojazdu, by uciąć sobie krótką pogadankę z pijakiem ten zaczął się awanturować. Marcin Duda obezwładnił uraczonego mocnymi trunkami mężczyznę i wezwał policję.
Przeczytaj koniecznie: Piotr Duda, nowy szef "Solidarności": To rząd nie z mojej bajki, ale będę z nim rozmawiał
Po badaniu alkomatem okazało się, że 51-latek miał w wydychanym powietrzu aż 3 promile. W takim stanie wsiadł za kierownicę i urządził sobie rajd po Gliwicach. Marcin Duda poprosił policjantów, by ujawniali jego nazwiska, bo przecież nie zrobił nic nadzwyczajnego. Wojciech Gomułka, rzecznik NSZZ "Solidarności" powiedział jednak portalowi tvn24.pl kim jest tajemniczy bohater z Gliwic.
- Szef zawsze tak wychowywał dzieci, żeby w takich sytuacjach reagowały. No i syn zareagował. Marcin Duda poszedł w ślady ojca, który był komandosem - zauważa Gomułka.
Piotr Duda jest bardzo dumny z dorosłego syna. Takiego samego zdania jest komendant policji w Gliwicach, który chce uhonrować żołnierza.