Paweł Z. pochodził z Linowa koło Grudziądza (woj. kujawsko-pomorskie). Miał dziewiętnaście lat, dziewczynę, kumpli i hobby - kolarstwo. Nikt nie przypuszczał, że jego życie skończy się tak szybko i tragicznie. W piątek Paweł nie dość, że wziął auto ojca i wsiadł do samochodu bez uprawnień, to jeszcze na przejażdżkę zabrał swojego mło-dszego kolegę Krzysztofa B. (16 l.).
Między Linowem a wsią Osą nad Wisłą jest długa prosta. Dziewiętnastolatek rozpędził się na niej, stracił panowanie nad kierownicą i z taką siłą uderzył w grube drzewo, że auto owinęło się wokół pnia niczym kartka papieru.
Strzałka prędkościomierza w rozbitym aucie zatrzymała się na 190 kilometrach na godzinę, a widok przeraził nawet służby ratownicze. Paweł zginął na miejscu. Krzysztof trafił do szpitala w Grudziądzu w stanie krytycznym. Lekarze wciąż walczą o jego życie.
- Jedna z hipotez jest taka, że kierowca samochodu jechał za szybko. W wypadku nie brał udziału żaden inny pojazd. Samochód z nieustalonych przyczyn zjechał na lewy pas i uderzył w drzewo - mówi starszy sierżant Maciej Szarzyński (30 l.) pełniący obowiązki rzecznika prasowego grudziądzkiej policji.