- Działaliśmy na zlecenie prawowitego właściciela, którego nie chciano wpuścić do środka - opowiada "Super Expressowi" Rutkowski. - Całą akcję zgłosiliśmy wcześniej lokalnej policji - zaznacza.
O upadłą rafinerię toczy się sądowy spór. Dwie firmy uważają się za jej właściciela. Obie wynajęły firmy ochroniarskie, by w ich imieniu zajęły zakład i go pilnowały. Po szturmie, do którego doszło we wtorek, górą są pracodawcy Rutkowskiego.
Sam detektyw jest bardzo zadowolony z przeprowadzonej przez swoich ludzi akcji.
- Sytuacja była bardzo niebezpieczna. Tamci mieli broń na ostrą amunicję - mówi Krzysztof Rutkowski. - Mogło dojść do strzelaniny, ale do tego nie dopuściliśmy.
Ochroniarze detektywa błyskawicznie sforsowali bramy i obezwładnili strażników. Tym, którzy mieli broń, zabrali ją. Reszta się poddała.
Zadowolenia z przebiegu akcji nie krył też Grzegorz Wojtaszek, przedstawiciel firmy, która wynajęła agencję Rutkowskiego.
Policja, która przyjechała na teren rafinerii, nie interweniowała. Funkcjonariusze ograniczyli się jedynie do... pouczenia obu stron konfliktu.
- Strony zostały poinformowane, że do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sądowego w przedmiocie własności, mają się porozumieć w zakresie wspólnego zarządzania obiektem - powiedział dziennikarzom asp. Grzegorz Szczepanek z gorlickiej policji.