Czasy, w których Maria Curie-Skłodowska mogła funkcjonować w placówce badawczej uniwersytetu jedynie jako asystentka swojego męża, określa się dzisiaj jako przednowoczesną społeczność europejską. Jaka była ta społeczność, nie pozwalająca kobietom zdobywać wiedzy na wyższych uczelniach? Mocno patriarchalna. Taki model rodziny dominował w domach, taki był głoszony na kazaniach, panował w urzędach i we wszelkich państwowych placówkach. Mężatka była zależna od męża, nie miała odrębnego majątku, nie uczestniczyła w życiu publicznym. Miała misję rodzenia i wychowywania, które powinny jej wystarczyć. Ambicje miały tak zwane stare panny. Nie głupsze od mężczyzn, a często znacznie światlejsze, chciały się kształcić, a nie mogły.
Nawet średnie wykształcenie kobiet było sensacją. Głoszono wtedy, że oto nastąpiło niezdrowe dla społeczeństwa naśladowanie mężczyzn. Księża wysuwali wtedy swój koronny argument o łamaniu praw natury, która każe kobiecie być podległą i uległą opiekunką domowego ogniska, a nade wszystko matką. Nie-matka, studiująca filozofów klasycznych? Zgroza. Haniebna postawa i poza. Godna potępienia, a nie naśladowania.
A góry rosły, rosły, rosły
Wiedza nieodpowiadająca kobiecej naturze, jeszcze po odzyskaniu niepodległości, już w XX wieku, mogła być bez sprzeciwu zdobywana przez kobiety co najwyżej na pensji dla panien. Panny z elit uczyły się francuskiego, żeby nie zrobić wstydu podczas przyjęć i wojaży. Zdolne do śpiewu pobierały lekcje, te z dobrym słuchem grały, a pozbawione zdolności też sobie radziły. Trzeba zdać sobie sprawę z ogromu trudności, jakie przezwyciężały kobiety, wspinające się na niezdobyte dotąd góry wiedzy. Walka o normalność, polegającą na tym, że bez względu na płeć można się kształcić, prowadzić badania, zdobywać tytuły naukowe i laury w swoich dziedzinach, trwała w Europie kilkadziesiąt lat! Na dopuszczenie kobiet do nauki na wyższych uczelniach nie bez znaczenia wpływ miało zaradzenie losowi kobiet niezamężnych oraz młodych wdów z warstw średnich, które bez środków do życia, mimo średniego wykształcenia, były zmuszone do utrzymywania się z prania lub szycia. Z drugiej strony to powstała wreszcie silna inteligencja wysłała do wyższych szkół wszystkie swoje dzieci, bez względu na płeć.
Nagła profesjonalizacja
Społeczeństwo długo nie było przekonane do tego, aby kobiety wychodziły z dotychczasowych ról. Przekonała je stopniowo np. tzw. profesjonalizacja. Chodziło o to, żeby niańki, guwernantki i pielęgniarki były wykształcone. Panie „na swoim miejscu”, ale po szkołach, były wręcz cenione. Gorzej miały te ambitne, które chciały robić karierę naukową. Jeszcze w roku 1895 krakowski „Czas”, czyli gazeta zwana w kraju „konserwą”, wydrukował artykuł polemizujący z ideą kształcenia kobiet-lekarek. Argumentował: „Wszak na przeszkodzie temu staje brak sił fizycznych i zdolności umysłowych”. Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego jeszcze na przełomie wieków uchwalił co następuje: „Kobiety, ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowego nie posiadają odpowiedniej kwalifikacji do tego by posiąść nauki prawne”. Nie wszystkie uniwersytety Europy miały takie zahamowania. Paryska Sorbona oraz uniwersytet w Zurychu, a także inne uczelnie szwajcarskie zdecydowały się na dopuszczenie kobiet do nauki na niektórych wydziałach już w latach 60. XIX w. To dlatego nasza Skłodowska miała gdzie zdobyć wiedzę. Co ciekawe, w czasach gdy siedziała ona w sorbońskiej ławce, na wyższych uczelniach Europy studiowały głównie Rosjanki, Polki i Żydówki z zaboru rosyjskiego. Jednak jeszcze w latach 80. XIX w. „kobiece kolonie” były na uniwersytetach sensacją wytykaną palcami.
Na wykłady nie ma rady
W latach 70. XIX w. parlament, świadomy zacofania brytyjskich uczelni, zmusił Oksford i Cambridge do przyjmowania na studia nieanglikanów i kobiet. Po kilku latach wykładowcom zaczęto zezwalać na zawieranie małżeństw. W Polsce urabiały opinię publiczną Eliza Orzeszkowa i Maria Konopnicka, w redagowanym przez siebie czasopiśmie „Świt”. Początkowo nad Wisłą młode kobiety mogły uczestniczyć jedynie w wykładach tzw. „Uniwersytetu Latającego”. Skorzystały z niego Maria Skłodowska z siostrą. W 1908 r. grono polskich feministek wybrało się do Skandynawii, aby zapoznać się z tamtejszą sytuacją kobiet. Pisały potem zachwycone tym, co tam zastały: „Kobiet uczęszcza na uniwersytet mnóstwo, w Szwecji nie odmawiają zdolności kobietom do żadnej nauki, ponadto stosunek między studentkami a studentami jest zupełnie koleżeński”. W Polsce natomiast długo był on „zupełnie niekoleżeński”, żeby nie powiedzieć fatalny. Normalne relacje między studentami, oparte na zasadzie równości płci, pojawiły się u nas dopiero w latach 30. XX wieku, a więc jak na „nowoczesną społeczność europejską” zawstydzająco późno.