Sobotni poranek. Pod blok na warszawskiej Woli podjeżdża sejmowa toyota prowadzona przez kierowcę. Szofer posłusznie czeka na polityka, który pojawia się na dole wraz z dwójką swoich dzieci, Kingą (8 l.) i Miłoszem (6 l.). Wszyscy ruszają do oddalonej ledwie o kilkaset metrów od domu Gosiewskiego hali... na zakupy.
Gdy były wicepremier pakuje sprawunki do koszyka, szofer pomaga mu układać je w odpowiednim miejscu. Kiedy przy kasie zakupy lądują na taśmie, kierowca ściąga je cierpliwie i pilnuje koszyka. A później... zabawia dzieci Gosiewskiego. Zupełnie jak superniania!
Po godzinie cała czwórka jest znowu pod blokiem. Szofer posłusznie wyjmuje siaty i taszczy je do mieszkania posła. Ale to jeszcze nie koniec! Gosiewski postanawia zabrać swoje pociechy na basen przy ul. Kasprzaka. Kiedy podziwia dzieciaki z trybun, sejmowy służący czeka cierpliwie długą godzinę. Dopiero po południu jest wolny...
To kolejny taki wybryk Gosiewskiego. Wcześniej sejmową limuzyną woził opiekunkę. A jego żona Beata (40 l.) zabierała dzieci na judo i sama jeździła na zakupy. Co na to Kancelaria Sejmu? - Samochody, z których korzystają szefowie klubów parlamentarnych, pozostają w ich wyłącznej dyspozycji - mówi szef biura prasowego Krzysztof Luft (51 l.). Przepisy zaś mówią jasno: samochody służbowe służą do wykonywania służbowych obowiązków.