Ranny w wypadku pięcioletni chłopiec czekał blisko 5 godzin na transport do szpitala! Lekarze z placówki w Gostyniu podjęli decyzję, że ze względu na niewystarczające wyposażenie i obsadę ich oddziału, dziecko musi zostać przewiezione do lepiej wyposażonej placówki.
Co ciekawe, w szpitalu nie było karetki z odpowiednim sprzętem. Transportu odmówiło Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Pogotowie lotnicze argumentowało, że przepisy nie pozwalają na przewóz pacjentów między szpitalami, które nie mają lądowisk.
- Wiem, że on na miejscu wypadku wyszedł o własnych siłach z samochodu. Dopiero jak narzekał na jamę brzuszną i zrobiono mu jakieś badania, to wtedy doktor podejmował decyzję. Rozmawiał ze mną o stanie dziecka, później przeprosił mnie i wiem jak wyzywał i sprzeczał się z kimś, że to są kpiny, że nie może śmigłowiec wylądować po pacjenta.
Przeczytałam dziś komentarz w internecie, że gdyby się to stało komuś z rządu, rodzinie, to śmigłowiec byłby od razu. A że to się stało prostym ludziom, to odmówiono. To są kpiny. Może wtedy nie straciłby jednej nerki - mówiła matka chłopca kobieta ze łzami w oczach w rozmowie z TVN24.