- Oczywiście firmy przewozowe, które już działają na pograniczu opłacalności, przerzucą podwyżki na klientów – ostrzega Tadeusz Wilk, dyrektor Departamentu Transportu ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Co to oznacza? Że ceny na sklepowych półkach, których ok. jedna dziesiąta to koszt transportu, wzrosną średnio o 30-40 proc.
Minister Grabarczyk planuje od 1 lipca br. znieść winiety (zryczałtowana opłata dla kierowców korzystających z głównych dróg) dla aut ciężarowych i zastąpić je elektronicznym rozliczaniem, przez które kierowcy będą płacić za każdy przejechany kilometr. - Teraz winieta roczna kosztuje ok 3,5 tys zł. Rozliczanie kilometrowe sprawi, że koszt jazdy drogami wzrośnie nawet do kilkunastu tysięcy zł – tłumaczy w rozmowie z „Super Expressem” Wilk.
Politycy opozycji nie kryją oburzenia. - W projektach rozporządzeń ministerstwa są już wstępne ceny za każdy przejechany kilometr – to ok 20 i 46 gr. Czyli jeśli kierowca tira przejeżdża rocznie 50 tys km zapłaci przeszło 23 tys zł tzw e-myta. To gigantyczne opłaty, które poniosą oczywiście klienci sklepów w całej Polsce – grzmi Wiesław Szczepański (51 l.) z SLD, które zwołało na dziś specjalne posiedzenie sejmowej komisji infrastruktury. - Niestety jednak rząd nie chce przedstawić nam nawet wstępnych kosztów wprowadzanego projektu, ani tym bardziej informacji o ewentualnych podwyżkach cen – mówi Szczepański.