Godz. 17.00. W restauracji tuż przy "Monciaku" spotykamy Pawła Grasia. Przyjechał do Sopotu m.in. po to, by czuwać nad przygotowaniami do udziału premiera Donalda Tuska (52 l.) w uroczystościach 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Dwie godziny później minister przenosi się do hotelu Sheraton. Nie przebywa tam jednak sam. Widzimy go bowiem, jak wychodzi z hotelu wraz ze swoim synem Jakubem. Panowie udają się razem na kolację, a potem na noc wracają do Sheratona. Do ich dyspozycji jest indywidualnie sterowana klimatyzacja w pokojach, kablówka, minibarek, a z okien roztacza się piękny widok na Zatokę Gdańską. W hotelu znajduje się też restauracja oraz modny bar. Wszystko dzieje się z niedzieli 30 sierpnia na poniedziałek 31 sierpnia. Kto zapłacił 920 zł za dobę pobytu rzecznika i jego syna w hotelu? Okazuje się, że... Kancelaria Premiera, czyli podatnicy. Graś przyznaje, że fundował synkowi luksusy na koszt państwa. - Miałem zarezerwowany nocleg. Syn spał ze mną w pokoju. Ale koszty wyżywienia pokryłem osobiście - tłumaczy polityk. Jednak gdy wcześniej zapytaliśmy go, kto oprócz niego nocował w hotelu, odparł, że tylko "inni ministrowie".
"SE" udało się dotrzeć do innych szczegółów rezerwacji dla Grasia. Pokój w hotelu dla rzecznika był zarezerwowany od 28 sierpnia do 2 września. Oprócz Pawła Grasia i jego syna w hotelu nocował Igor Ostachowicz (40 l.), podsekretarz stanu w Kancelarii Premiera. W sumie za ich pobyt w Sheratonie podatnicy zapłacą 4 tys. 630 zł. Do faktury doliczono też dodatkowe obciążenie finansowe na kwotę 860 zł. Dlaczego? Bo mimo rezerwacji w nocy z 28 na 29 sierpnia żaden z urzędników Kancelarii w Sheratonie się nie pojawił. To druga w ostatnim czasie wpadka ministra Grasia. W lipcu "SE" ujawnił, że rzecznik rządu mieszka od 11 lat za darmo w willi należącej do niemieckiego biznesmena i jest tam dozorcą. Wtedy Grasiem zajęła się skarbówka i CBA. Teraz powinien się nim zająć osobiście premier Tusk!