Warszawa, wieczór po ciężkim dniu pracy. Rzecznik rządu zajeż-dża pod delikatesy, żeby zrobić zakupy. Oferta jest wyjątkowo bogata, ale pan minister z determinacją godną tajnego agenta wchodzi tylko po jeden konkretny produkt - butelkę martini. No, prawie takiego samego jakie stanowi podstawę drinka Jamesa Bonda.
Do domu z samochodu taszczy jednak nie tylko włoski trunek. Na wszelki wypadek, wzorem wschodnioeuropejskich twardzieli w rodzaju kapitana Żbika czy agenta 07 Borewicza, targa jeszcze skrzynkę porządnego piwa.
Przeczytaj koniecznie: Paweł Graś: Pewne rzeczy w PO mnie uwierają
Więcej
https://polityka.se.pl/wiadomosci/pawe-gras-pewne-rzeczy-w-po-mnie-uwieraja-aa-msbk-yFTW-u8J9.html
Z Bondem pana ministra łączy nie tylko wyszukany gust przy doborze alkoholi. Graś to przecież ekspert od służb specjalnych. Był już w Sejmie szefem komisji ds. służb. A u zarania rządów Donalda Tuska (54 l.) - ministrem koordynatorem od tajniaków. Dopiero późnej premier wybrał dla niego ważną misję bycia jego agentem specjalnym na wojnie medialnej.
Przyznać jednak trzeba, że jedna butelka martini i znajomość kulis funkcjonowania polskich agentów to za mało, żeby być jak James Bond. Graś musi jeszcze nad sobą popracować. Czego mu potrzeba?
Tego jeszcze potrzebuje Graś by być jak Bond
* Wódka (do drinka z martini)
* Ursula Andress w bikini z nożem
* Pistolet Walther PPK z tłumikiem
* Zegarek Omega z laserem
* Aston Martin DB5 z katapultą
* Śmiertelny wróg z kotem na kolanach