Według niej chłopiec mógłby ewentualnie pobierać naukę w mieście, w Międzyrzecu Podlaskim, ale nie stać jej na dowożenie Daniela. Dlatego sama uczy go w domu.
Daniel jest pilnym uczniem. Poznał już wszystkie litery. Teraz próbuje pisać najprostsze wyrazy. Brakuje mu jednak rówieśników. - Chciałbym chodzić na lekcje - mówi cicho i nieśmiało. - Ale nie mogę. Mama nie pozwala - dodaje.
Grażyna Puczko twardo stawia sprawę. - Wiejska szkoła go tylko ogłupi. Na dodatek syn choruje na cukrzycę. Tylko w mieście miałby zapewnioną należytą opiekę, ale nie u nas - tłumaczy. - Zdecydowałam więc, że sama zostanę domową nauczycielką - uśmiecha się, głaszcząc swojego ucznia.
Pani Grażyna ma do tego prawo. Ale jest kilka warunków. Jeszcze w maju powinna napisać podanie do dyrektora szkoły w Rogoźnicy z prośbą o zgodę na nauczanie syna w domu. Musiałaby też przejść testy psychologiczne, sprawdzające jej predyspozycje i przygotowanie pedagogiczne.
- Nigdy nie kontaktowała się z nami w tej sprawie - mówi Ewa Jowik (35 l.), zastępca dyrektora rogoźnickiej podstawówki. - Jeżeli dalej nie będzie puszczała syna na zajęcia, to skierujemy sprawę do sądu. Sąd umieści chłopca w specjalnej placówce, gdzie będzie mógł się uczyć - podkreśla.
Dla Daniela byłoby to najgorsze rozwiązanie.