To był prawdziwy koszmar dla Wojciecha Czerniakowskiego i jego żony Patrycji (21 l.). Było już po godz. 20, gdy ich maleńki synek Nikodemek (14 dni) zadławił się mlekiem i przestał oddychać. Rodzice od razu zadzwonili po karetkę, ale chłopiec zaczął sinieć.
Czas strasznie się dłużył, sekundy dosłownie zamieniały się w godziny. - Pani z pogotowia nie powiedziała nam, co mamy robić. Byliśmy przerażeni - wspomina kobieta, która aż trzęsła się wtedy ze strachu. - Dzwonimy na policję - zdecydował pan Wojciech i chwycił za telefon. - Dwutygodniowe dziecko nie oddycha! - krzyczał przerażony do słuchawki. Po drugiej stronie linii był asp. sztabowy Zygmunt Gil. Policjant wykazał się opanowaniem i udało mu się uspokoić pana Wojciecha. Później drobiazgowo tłumaczył rodzicom, co mają robić. Powiedział, żeby dwoma palcami wykonywał delikatny masaż serca. Poinstruował także, żeby główkę synka przechylić na bok. - Czułem napięcie, bo dziecko miało zaledwie 14 dni - wspomina Zygmunt Gil. Ostrzegł także, aby przy sztucznym oddychaniu złapać ustami nosek i usta dziecka i powietrze wdmuchiwać bardzo powoli. Udało się. - Gdy usłyszałem, że dziecko znowu zaczęło oddychać, poczułem ogromną ulgę - uśmiecha się dzielny mundurowy.
Nikoś został zabrany do szpitala, ale jego życiu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. - Dzięki temu wspaniałemu policjantowi nasze dziecko żyje - mówią zgodnie szczęśliwi rodzice.
Bohater
Aspirant sztabowy Zygmunt Gil uspokoił roztrzęsionego ojca. Szczegółowo tłumaczył mu, jak ma dziecku wykonać sztuczne oddychanie i masaż serca