"Super Express": - Izrael zapowiada, że zbombarduje irańskie ośrodki naukowo-badawcze pracujące nad technologią atomową. Prezydent Iranu swoim antyizraelskim przemówieniem na konferencji ONZ w Genewie nie przysłużył się rozluźnieniu napięcia...
Wojciech Giełżyński: - Iran chce mieć broń atomową nie po to, żeby atakować, lecz żeby samemu nie zostać zaatakowanym. Chciałby się czuć jak Korea Północna, bo odkąd to państwo ma broń atomową, przestano mówić, że trzeba je zniszczyć.
- Reżim chce gwarancji bezpieczeństwa...
- Tak. Jest to reżim w wersji gorszej niż za czasów Chatamiego i za życia Chomeiniego, ale znajduje poklask wśród społeczeństw negatywnie nastawionych do Zachodu. Gdy na Zachodzie większość społeczeństw stanowczo potępiła atak na Manhattan, na Wschodzie proporcje były odwrotne - ludzie cieszyli się, że nareszcie ktoś dał w nos dumnym Amerykanom.
- Korea to fakty dokonane. Czy warto zgadzać się, żeby kolejny kraj posiadał broń nuklearną?
- Ludzie, którzy rządzą Iranem, nie są idiotami. Zdają sobie sprawę, że nawet gdy będą posiadać kilka głowic, to przy 150 głowicach w posiadaniu Izraela nie mają żadnych szans. Za to skutecznie będą mogli straszyć mały Izrael.
- Dlatego Izrael nie może do tego dopuścić?
- Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną okoliczność. Mówi się, i słusznie, że prezydent Iranu, Ahmadineżad, jest skrajnym fundamentalistą. Natomiast nie ma mowy o tym, że w czasie ostatnich walk w Strefie Gazy poległo 14 Izraelczyków przy co najmniej 1350 Palestyńczykach. Argumentacja: "To są terroryści, a my jesteśmy dobrzy" jest bezsensowna przy takich dysproporcjach.
- Jednak przedstawiciele świata, z którym my się utożsamiamy, opuszczają konferencję, gdy Ahmadineżad zaczyna werbalizować swój stosunek do Izraela.
- On używa przejaskrawionych określeń, np. rasizm. Izrael zawsze występuje w roli pokrzywdzonego, nikt mu nie wypomina, że jest tworem działalności terrorystycznej. Klasycznie terrorystycznymi metodami wywalczyły to państwo trzy organizacje: Hagana, Irgun, Herut. Zaczęło się od wysadzenia hotelu King David w Jerozolimie, w którym to zamachu zginęło 91 osób (zresztą w przygotowaniach do niego brał udział pochodzący z Polski Menachem Begin - Mieczysław Biegun). Było to prawzorem ataku na Manhattan.
- Zachód sprzyjał utworzeniu państwa żydowskiego z poczucia winy za to, że w obrębie naszej cywilizacji zaplanowano i zaczęto realizować fizyczną eliminację tego narodu. To państwo ma wrogów nawołujących do unicestwienia go...
- To jest tragiczny konflikt, w którym obie strony mają rację - obie strony mają prawo do tej ziemi.
- Używa pan określenia "obie strony". Dlaczego Iran - leżący kilka tysięcy kilometrów dalej na wschód - ma być traktowany jako strona? Gdy Stany Zjednoczone reagują z dala od swych granic - w Kosowie, Wietnamie, Iraku - uważane są za siłę imperialistyczną...
- Religia muzułmańska bardzo silnie spaja całą ummę - muzułmańską wspólnotę. Dla wielu muzułmanów przynależność religijna stoi ponad przynależnością narodową.
- Jednak Palestyńczycy walczą nie o swobodę wyznania, lecz o państwo...
- To nie takie proste. Tam są trzy wojny: Hamasu z Izraelem, Fatahu z Izraelem, Hamasu z Fatahem. I jeszcze dodajmy do tego osobną strukturę, czyli sponsorowany przez Irańczyków Hezbollah.
- Izrael dokonał podobnej akcji, jaką zapowiada teraz, już 20 lat temu - uniemożliwił realizację programu atomowego Irakowi. Czym miałby się różnić atak na Iran - tym bardziej że i on wciąż nie posiada broni nuklearnej?
- Iran ma potężną armię, doskonale przygotowaną przez Chińczyków i Rosjan.
- Ale jest skoszarowana z dala od Izraela...
- Iran ma rakiety - choć bez głowic nuklearnych - no i użyje Hezbollahu na niespotykaną dotąd skalę. Pamiętajmy, że ostatniej wojny z Izraelem Hezbollah już nie przegrał. Nie wygrał, ale i nie przegrał.
- Irańskie społeczeństwo ma nadreprezentację ludzi młodych. Młodzież nie popiera rządów ajatollahów z takim entuzjazmem jak starsze pokolenia. Może atak na Iran - w istocie polegający na uderzeniach w wyselekcjonowane obiekty - byłby w samym Iranie odebrany nie jako atak na kraj, lecz w ajatollahów i sprowokowałby przewrót?
- Jeżeli do konfliktu nie wmiesza się zbrojnie Ameryka, to pewna część społeczeństwa - część inteligencji, studenci - może starać się wykorzystać kłopoty ajatollahów na rzecz zmian wewnątrz kraju. Ale jeżeli na irańskiej ziemi stanie but amerykańskiego żołnierza, walczyć będą wszyscy. Iran to Francja Azji - kraj olbrzymiej cywilizacji, którego kultura promieniowała daleko poza jego granice. Irańczycy mają poczucie siły moralnej i duchowej - są bardzo dumni. Nawet jeżeli drażnią ich ajatollahowie, to nie znaczy, że od razu są prozachodni.
- Ameryka pomoże Izraelowi?
- Oby go powstrzymała. Bardzo wierzę w Obamę - do pewnego stopnia jest Afroazjatą i ma wyczucie odmienności tamtejszego myślenia. Choć, z drugiej strony, myli się w sprawie Afganistanu, chcąc zwiększyć amerykański potencjał militarny w tym kraju. Tak tej wojny nie wygra. Afganistan to zaledwie 32 miliony mieszkańców. Iran to już 66 milionów. Obok jest wiecznie niespokojny Pakistan ze 176 milionami mieszkańców i bronią atomową.
- O co by chodziło w tej wojnie z rakietami latającymi z terytorium jednego państwa nad drugie i z terrorystycznymi bojówkami wysadzającymi miasta wroga?
- To jest pytanie z obrębu naszej cywilizacji - daje nam ułudę racjonalności. A tam po prostu zacznie się wielka wojna z Wielkim Szatanem. Jeżeli Izrael dokona tego pierwszego, fatalnego kroku - zaatakuje - i Amerykanie go wspomogą, to zacznie się III wojna światowa.
Wojciech Giełżyński
Specjalista od spraw Iranu, niezależny publicysta, wiceprezydent Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie