Niestety, nic już nie cofnie czasu. Grzesiek R. (17 l.) z Gruszowa Wielkiego (Małopolska) postrzelony przez Roberta G. (17 l.) skonał w szpitalu. Nastolatek stracił przyjaciela, a na dodatek czeka go sąd i więzienie.
Przeczytaj koniecznie: Strzelanina w Rybniku: Psychol chciał grilla
Byli przyjaciółmi od dziecka. Razem chodzili do podstawówki, później do gimnazjum, a teraz do zawodówki, gdzie zdobywali zawód masarza. Właśnie po lekcjach w tej szkole chłopcy poszli do garażu Roberta i oglądali broń. I wtedy rozległ się huk wystrzału. Dziesiątki odłamków dosłownie nafaszerowały klatkę piersiową, szyję i bark Grześka. Przerażony Robert wezwał pomoc, sam wrócił do zakrwawionego przyjaciela.
- Grzesiek, nie rób mi tego, nie odchodź, krzyczał Robert, tuląc przyjaciela - wspomina z płaczem Alfreda G. (50 l.), matka niefortunnego strzelca. - A z Grzesia tak strasznie buchała krew... Ranny chłopak najpierw trafił do miejscowego szpitala, później helikopterem przetransportowano go do Krakowa. Niestety, nastolatka nie udało się uratować.
Robert G. został zatrzymany przez policję. Odpowie za nieumyślne spowodowanie śmierci, za co grozi mu do 5 lat więzienia. - Prawdopodobnie jest konstruktorem broni - podejrzewa prokurator Andrzej Lewandowski, szef prokuratury w Dąbrowie Tarnowskiej.
Patrz też: Ożary Wielkie: Mój pijany syn zabił przyjaciela
Jeśli to się potwierdzi, czeka go dodatkowa kara za zrobienie broni i jej nielegalne posiadanie.
- On sobie może coś zrobić - boi się matka Roberta. - Odgrażał się, że pójdzie za Grześkiem. Oni byli tak ze sobą zżyci - szlocha.