Bo wyszło na to, że wypracowali sobie numer na wyrwanie paru groszy na tzw. ogłoszenia. Czy tak było, to wykaże śledztwo. Właściciel mieszkania zapierał się, że nie dawał do internetu jakiegokolwiek ogłoszenia i poprosił ich, żeby sobie poszli. Ale gdzie tam, chłopcy stwierdzili, że nie po to szli do pracy, by wracać z pustymi rękami. I za to, że roboty nie ma, a gotowi byli się jej podjąć, to należy im się coś za fatygę. Właściciel nie podzielał tej opinii. I zaczęła się tzw. pyskówka. W pewnym momencie ojca wspomógł 19-letni syn. I od słowa doszło do rękoczynów. „Budowlańcy” wzięli górę. Niedoszłemu szefowi złamali nos, a obezwładnionemu na cacy synowi zabrali telefon komórkowy. W ten oto sposób dokonali rozboju, za który można przesiedzieć w więzieniu nawet i 12 lat.
Jak łatwo się domyśleć pobici i obrabowani powiadomili policję, a ta nie miał wielkich kłopotów z namierzeniem krewkich młodzieńców. Może sąd im nie da po 12 lat więzienia, bo obaj panowie przyznali się do winy, co może być w ich procesie poczytane za okoliczność łagodzącą. Na razie dostali po trzy miesiące aresztu. W sumie jednak, trzeba przyznać, zachowali się tyleż karygodnie, co durnie. Różnie więc może być z tym złagodzeniem kary.