Do tego dramatu doszło w Gryfinie. Piotr Majka (35 l.) od 10 lat hoduje kury. Kilka miesięcy temu na jego fermie wykryto salmonellę w ściółce. Wykazało to badanie wykonane na zlecenie samego farmera, a potwierdziło powtórne zrobione przez powiatowego weterynarza, który nadzoruje takie fermy. Krzysztof Dankiewicz, powiatowy lekarz weterynarii, wydał decyzję, że stado trzeba wybić. Ale gdy przyjechał ze specjalną ekipą, aby to zrobić, Piotr Majka nie dopuścił do likwidacji stada. - Mieliśmy już wtedy wyniki kolejnych pięciu badań. Z tego trzy zrobione były w wojewódzkiej stacji weterynaryjnej! Wszystkie wykazały, że stado jest zdrowe! - mówi rolnik.
Przyjechali antyterroryści
Na nic się to zdało. 17 grudnia 2010 - kilka miesięcy od badania, które wykryło salmonellę - pod fermę podjechały policyjne radiowozy. W asyście antyterrorystów, ślusarza i weterynarza na fermę weszli eksterminatorzy ze specjalnej firmy zajmującej się ubojem zwierząt. - Ubrani w kombinezony ludzie wpuścili do kurnika specjalny gaz, który w kilka minut zabił wszystko, co w nim żyło! - opowiada sąsiad pana Majki, który był świadkiem całej akcji. Sam Majka przyjechał na fermę już po wszystkim. - Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę! - opisuje.
Dla kogo przepisy
Powiatowy lekarz weterynarii z Gryfina, Krzysztof Dankiewicz, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nie ma znaczenia, czy kura jest chora czy zdrowa. Obowiązują nas rygorystyczne przepisy Unii Europejskiej, a my musimy do nich się stosować! Badanie wykazało salmonellę w ściółce! Stado trzeba było wybić! - tłumaczy.
- Pracowałem uczciwie całe życie. Wszystko straciłem, bo okazało się, że urzędnik jest nie dla ludzi, a dla głupich przepisów. Zagazowano 7 tys. zdrowych kur. Czy to ma jakiś sens? - pyta Majka. Właśnie rozpoczął starania o odszkodowanie. Według jego szacunków stracił ponad pół miliona złotych, z których większość pochodziła z kredytu bankowego.
Więcej oglądaj dziś w programie "Celownik" w TVP 1 o godzinie 16.40