Grzesiek wyszedł w pole i zniknął

2009-12-13 21:37

To, co wydarzyło się trzy miesiące temu w małej wiosce Trawnik pod Krakowem, mogłoby posłużyć za scenariusz do filmu science fiction! Wciąż nie wiadomo bowiem, kto lub (o zgrozo!) co sprawiło, że Grzegorz Satała (29 l.) pewnego dnia wyszedł na chwilę w pole i nigdy nie wrócił do domu.

- Błagam, niech ktoś pomoże mi odnaleźć męża - prosi załamana Joanna Satała (29 l.). - Grzesiu wróć, przecież w święta mamy 8. rocznicę ślubu - apeluje zrozpaczona kobieta.

- Idę się tylko przewietrzyć - to ostatnie słowa, które pani Joanna usłyszała od swojego męża. Kobieta cały czas ma przed oczami obraz ukochanego, który zapala papierosa i spokojnie znika w ciemnościach na łące obok domu. - Miał wyjść zapalić, a długo nie wracał. Zaczęliśmy go szukać. W końcu wezwałam policję - relacjonuje przebieg tragicznych zdarzeń kobieta. Najgorsze jest to, że nawet policja nie jest w stanie ustalić, co się z nim stało.

- Grzesiek był zdrowy, pracował w hucie w Krakowie, ale dosłownie za kilka dni planował sam się zwolnić i wziąć kilkudziesięciotysięczną odprawę - opowiada pani Joanna. - Potem miał jechać do pracy za granicę - dodaje kobieta. Zdesperowana żona prosiła nawet o pomoc jasnowidza, ale on stwierdził jedynie, że pan Grzegorz żyje i że sam wróci do domu. - Nasz syn Kubuś (4 l.) i córeczka Angelika (6 l.) wciąż dopytują, gdzie jest tatuś. A ja im odpowiadam, że wyjechał - z ciężkim sercem wyznaje żona zaginionego. - Mężu wróć, na naszą rocznicę i na święta... To byłby dla mnie najpiękniejszy prezent - kończy pani Joanna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki