Wrześniowego wieczoru Marta wracała do domu, gdy nagle, z ogromną prędkością, na pobocze wjechał swoim autem Patryk R. (20 l.). Z całym impetem uderzył dziewczynę i około 100 metrów wiózł ją na masce. W toku śledztwa ustalono, że Patryk R. ścigał się ze znajomym. Gdy ten przed przejazdem kolejowym wyprzedził go, pirat zaczął go gonić. Świadek zeznał, że w momencie uderzenia w Martę mógł gnać nawet 120 km/h!
Przeczytaj koniecznie: Dziekanów Leśny: Wypadek. Nie żyje pasażer stojącego na poboczu auta, w które uderzył bus GALERIA
- To nie był wypadek, to było morderstwo - twierdzi Stanisław Wyczółkowski (38 l.) z Grzywny koło Torunia (woj. kujawsko-pomorskie), ojciec Marty. - Bo wypadek jest wtedy, gdy pęknie opona albo ktoś wpadnie w poślizg. Tymczasem on jechał jak wariat, ścigał się. I tak naprawdę nic mu za to nie grozi - mówi rozżalony i poirytowany Stanisław Wyczółkowski.
Mieszkańcy Grzywny, widząc Patryka R. na wolności i, co więcej, jak codziennie jeździ samochodem, zadają sobie pytanie, jak to jest możliwe, że nie zostało mu zatrzymane prawo jazdy. Przecież sprawcy wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi nie tylko więzienie, ale także zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Dlaczego więc nikt nie zatrzymał prawa jazdy piratowi?
- To jest śledztwo prokuratury i to prokurator podejmuje wszystkie decyzje w tej sprawie - twierdzi aspirant Artur Rzepka z biura prasowego toruńskiej policji.
- O tym, komu zatrzymać prawo jazdy, decyduje policja - odpiera prokurator Tomasz Sobczak, zastępca prokuratora rejonowego Toruń - Wschód.
Patrz też: Wypadek pod Nowym Miastem: Policja bada dwie wersje – brawura kierowcy volkswagena i niesprawne auto
Patryk R., gdy stanął przed prokuratorem, nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Postawiono mu zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi kara do ośmiu lat więzienia. Sprawca śmiertelnego wypadku jest na wolności, dzięki poręczeniu majątkowemu w wysokości 10 tys. zł.
- To nie był wypadek - powtarza zdesperowany ojciec Marty.