Tę niedzielę gubińscy policjanci zapamiętają do końca życia. Mgliste leniwe popołudnie zamieniło się w horror, gdy w drzwiach komisariatu stanął Hubert G. W ręku trzymał reklamówkę.
- Zabiłem kobietę - stwierdził. Policjanci ostrożnie zajrzeli do jego torby. To, co w niej zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach. Z folii wystawała ludzka głowa. Jak się później okazało, należała ona do Elżbiety M. (+51 l.), matki Tomasza M. (26 l.), najlepszego przyjaciela Huberta.
Mężczyzna z miejsca trafił do aresztu. Potem śledczy zaczęli go przesłuchiwać. Z tego, co im opowiedział, wyłonił się obraz przerażającego mordu...
Hubert zabił panią Elżbietę, bo chciał się zemścić. Za przyjaciela, który przez nią trafił do więzienia. Tomasz M. maltretował matkę i ta w końcu złożyła obciążające go zeznania. W chorej głowie Huberta to katowana kobieta była wszystkiemu winna... Dlatego w niedzielę złożył jej wizytę. Potem razem z kobietą poszedł na pobliski cmentarz. Pani Elżbieta dorabiała, porządkując nekropolię. Tym razem nie dotarła na miejsce. Hubert rzucił się na nią w zagajniku obok ruin starego krematorium. Poderżnął jej gardło, ale to mu nie wystarczyło. Nożem do tapet ciął szyję kobiety. Mocniej i mocniej... Krew tryskała na boki. Po chwili morderca nurzał się w lepkiej cieczy. Opamiętał się dopiero, gdy w dłoniach zobaczył odciętą głowę. A potwornie okaleczone ciało osunęło się na ziemię.
Przez pewien czas morderca przyglądał się temu, co zrobił. Potem zapakował głowę do torby i ruszył na komisariat.
- Hubert G. wskazał już miejsce porzucenia zwłok - mówi Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Zwyrodnialec usłyszał zarzut zabójstwa.